Ciucholand IV. Myślenie w cenie

Ciucholand IV. Myślenie w cenie

Ciucholand IV. Myślenie w (zdjęcia) cenie 

Ta część będzie w opozycji do trzech poprzednich wzorów fotografowania. Tam zinwentaryzowałem takie dość rutynowe rozwiązania. Trzeba mieć świadomość, że czasem (a nawet przeważnie) fotografia ma coś pokazać. Tym czymś jest np ciuch. Można troszkę podskoczyć ale najlepiej niewiele. Nie ma w tym wielkiej filozofii. Z pewnej odległości wszystko jest dość powszednie, oklepane i ci co grają akurat w tej lidze znają reguły gry. Ale od czasu do czasu są pomysły i realizacje na które człowiek patrząc się uśmiecha, mając poczucie jakiejś odrobiny świeżości.

Zanim pokażę takie pomysły (w moim odczuciu) to jeszcze praca łącznikowa. Klasyczna układanka ale pomysł jakby nie oczywisty tylko szachowy.

 

Teraz parę innych już zdecydowanie trudniej klasyfikowalnych prac. Mam wrażenie, że jest to nasz malutki wkład do myśli advertorialowej. Na początek piękny pomysł Maćka Glinki.

Tutaj rzecz była o kolorze. A ponieważ zostały tutaj zderzone dwa obrazy – barwnych koszulek i puszki po farbie – to byłaby to jukstapozycja. To chyba jedna z ciekawszych „metod” na szukanie interesujących pomysłów.

 

Do tego zdjęcia mam wielki sentyment bo to była jedna z moich pierwszych advertorialowych prac (a po takich paru pierwszych robotach znalazło się dla mnie stałe miejsce). Te dwie splecione sylwetki w jakimś ruchu – ni to tańcu ni to przewrocie plus agresywne środki wyrazu. Po 10 latach nadal mi się podoba i chyba jest świeże. Choć może to autosugestia.

Z podobnej bajki jest też ten (lewy) projekt. Z grupy szalików wymyśliłem koszykarza – powiem szczerze, że nie wiem skąd mi się to wzięło. Redakcja wycięła mi kosz (formalnie to mamy taką umowę, że mogą robić z moimi fotami co chcą i czasem… boli, oj boli). Została więc po prostu sylwetka. A wracając do tego co kiedyś pisałem – widać, że było tu bardzo silne pomarańczowe światło wypełniające.

Z prawej – trochę mi szkoda, że to męskie kapelusze bo się zrobiło tak szowinistycznie (bo na babkach). To taki przykład szybkiej wygodnej realizacji. Przy okazji – 20 litrowe wiadro ładnego przesianego piasku to obowiązkowe wyposażenie studia. Ile razy ten piasek zapracował na siebie!

 

Kolejna jukstapozycja – co mają rakietki do badmintona i kąpielówki? Oczywiście wypoczynek na plaży. Ażurowy, lekki i łatwy w wykonaniu projekt i nawet majtki mogą powędrować na stronę.

Teraz wyobraźcie sobie te kąpielówki na sznurku – prawda, że nie to samo?

Ciucholand III. Pantha Rhei

Ciucholand III. Pantha Rhei

Panta Rhei

Zbliżając się powoli z tymi nieszczęsnymi ciuchami do finału chciałbym zająć się teraz pojedynczymi ciuchami także w kontekście upływu czasu.

Na początek dwie foty z przed 10 lat.

Wbrew pozorom nie są to ps-owe montaże (choć wydawałoby się, że są wykonane podobnie jak niewidzialni). Te ciuchy zostały po prostu podwieszone. Z takiej metody realizacji są same korzyści – nie potrzeba modela i mamy wielką swobodę oświetleniową. W „niewidzialnych” pasowanie kraciastych podszewek jest nietrywialnym zadaniem a jeśli do tego są tam ostre cienie to trzeba mocno się postarać. Podwieszanie też oczywiście zajmie kilka minut (a może i kwadrans) ale per saldo jest duży zysk czasowy. Głównym problemem jest uzyskanie jakiejś interesującej bryły albo dobrego ruchu. I kiedyś to było coś na czym się koncentrowałem. Nadal bardzo chętnie podwieszam ciuchy i inne przedmioty ale zmianę w myśleniu pokaże takie zestawienie

 

Prawe zdjęcie jest tak z 6 lat młodsze. Co się zmieniło? Ciuch już nie jest 100% „poprawny”. Czy to pomarszczenie coś wnosi? Sami sobie odpowiecie – ja widzę w tym chęć odróżnienia advertorialu od katalogu, znudzenie (po paru latach wszystko się znudzi). A poza tym ta „zadra” być może na chwilę zatrzyma wzrok.

Drugi zestaw zdjęć, który przygotowałem dotyczy tematu sporo trudniejszego – lekkich przeciwdeszczowych kurtek PU.

Pierwsza realizacja zgodnie z logiką moich opisów jest najstarsza. Zrobiłem ją metodą „niewidzialnych” czyli została zmontowana. Dość szybko jednak zauważyliśmy, że słabo pokazuje ona lekkość i zwiewność zastosowanej „tkaniny”. Trudno jest też pokazać częściową przezroczystość materiału. Wobec tego kolejna realizacja miała być inna – skoncentrować miałem się na tych dotąd pomijanych cechach. Początkowo myślałem, że po prostu podrzucę parę razy te kurtki i zmontuję z tego coś. Parę pierwszych prób skutecznie mnie zniechęciło do tego pomysłu – musiałbym wykonać pewnie kilkadziesiąt prób żeby wyszło coś w miarę. Pomnożone to przez 4 kurtki i przez fakt, że to trzeba zmontować do zwartej kompozycji pokazało, że szkoda czasu. Czyli narysowałem sobie projekt (dwa płaskie duchy nad dwoma postaciami) i powiesiłem kurtki (oczywiście każdą oddzielnie). Gwoli ścisłości dolną prawą wykorzystałem z tych wcześniej rzucanych. W takiej pracy najtrudniejsze jest zobaczenie całej kompozycji na początku tak aby komponenty później do siebie od razu dobrze pasowały. Jak widać tu jeszcze jest jakaś gra – gdzie mimo wszystko są dwie dość realistyczne postacie

A teraz teraz.

Jak widzicie kurtki to specyficzne rzeźby zaanimowane jakimś nie do końca antropocentrycznym (a raczej owadzim) ruchem. Poniżej cały materiał z gazety.

I w tym kontekście takie zdjęcie, zrobione chyba blisko 10 lat temu było „prorocze”. W sumie to bardzo interesujące jest tworzyć takie bardzo plastyczne i dynamiczne obrazy. Ten kierunek bardzo mi „leży”

O rozwiązywaniu problemów podczas realizacji zdjęć.

O rozwiązywaniu problemów podczas realizacji zdjęć.

O rozwiązywaniu problemów podczas realizacji zdjęć.

 

Na stronie wyglądało to tak.

 

Szkic od Maćka obejmował zarys przedmiotów. Pod szklanym słojem narysowany był zapalony palnik, w słoju napis rosół, do tego lecące do słoja warzywa i plusk plus reszta przedmiotów. Od razu mi się nie spodobało. Lata, śpiewa, tańczy i… gaz puszcza. Nie cierpię baroku!

Zabieram się do pracy. Producentka przywozi zabawki, oglądam wszystko.

Zaczynam od analizy komplikatorów:

  • otwarty ogień w studio. Raz, że zawsze to groźba pożaru. Ale aby był widoczny – ciemne tło.
  • słój do rosołu wielki i nie koniecznie wygląda na żaroodporny.
  • rosół – jak wygląda rosół? Czy chodzi o przezroczystą żółtawą ciecz czy mętnawą zupę. Rosół jest oczywiście mętny ale przy efektach chlapania i szklanym naczyniu o wymiarze sporego gara nie będzie nic widać… To pierwsza rzecz do uzgodnienia jeszcze przed realizacją.
  • rosół wymaga ewidentnie jasnego tła a płomień ciemnego.
  • kuchenka którą dostałem nie podoba mi się jest ewidentnie za wysoka i nie pasuje mi do kolorystyki. Teoretycznie mógłbym ją przemalować albo zakleić. Ale muszę ją oddać w stanie nienaruszonym (dygresja – to bardzo często jest jeden z warunków zdjęć – oddaje się przedmioty w stanie idealnym, szczególnie jak są to zegarki za 100 000 zł). Najwyżej przerobię w PS.
  • zarejestrowanie „pluskania” to co najmniej 1/1000 s czyli lampy systemowe lub 20 kW ciągłego na planie.
  • lecące warzywa.
  • duży plan, jakiś pomysł na stół.

Ponieważ to rozkładówka to trzeba ją skleić z dwóch fot (mam Nikona d300). Dużo tego. Jeden, dwa problemy to luzik, ale tyle…Zaczynam analizować kłopoty po kolei. Na początek (póki redakcja jeszcze jest) trzeba uzgodnić rosół. Powtarzanie takiego zdjęcia z tytułu niewłaściwej zupy byłoby głupie. Przygotowuję trzy próbki (klarowną, normalną i pośrednią w tonacji od jasnożółtej do ciemniejszej) wysyłam foty do akceptacji, wybierają zgodnie z rekomendacją pośrednią.

Teraz muszę spokojniej pomyśleć o wyrazie zdjęcia. Sterylny laboratoryjny styl kojarzy mi się z kontrastowym dolnym oświetleniem. Ustalam, że będzie to główny pomysł na wyraz zdjęcia. Postanawiam dodać do tego odbicie. Ale nie chcę aby to było „zwykłe”lustro tylko coś mniej oklepanego. Może poliwęglan.

  • decyduje się jednak na światło z kompaktów, systemowe może być za słabe i mam tylko cztery lampy, żarowego na takim skomplikowanym planie z pluskaniem po prostu się boję. Mam nadzieję, żefekt będzie przyzwoity.
  • tło – musi być szare, zrobię tintę możliwie jasną za rosołem i możliwie ciemną za płomieniem.
  • decyduję się na „wpuszczenie” kuchenki pod blat, tracę w ten sposób kawałek płyty ale to najszybsze i najmniej kłopotliwe rozwiązanie. Robię więc piłką włośnicową odpowiedni otwór.
  • postanawiam oddzielnie zrobić „plusk” i lecące warzywa – ze względów bezpieczeństwa.

Czas na montaż planu. Ponieważ studio ma słabe wyciemnienie a ja będę rejestrował płomień buduję wielki czarny namiot wokół planu. Rozkładam lampy. Ustalam światło, przynoszę rosół i resztę, wrzucam co tam trzeba do zlewek. Robię próbną fotę. Jest ok.

Teraz krytyczny moment – trzeba zapalić palnik. Przynoszę gaśnicę i czytam jej instrukcję. Wyobrażam sobie dwa warianty pesymistyczne:

  • zapala się płyta a ja w ferworze gaszenia polewam sprzęt wodą. Później we włosienicy i sznurem pokutnym tłumaczę się Bartkowi (który gościnnie przytulił mnie chwilowo w studiu) i Przemkowi (właścicielowi wycacanej agencji) ze swojej głupoty. Jeszcze raz czytam instrukcję gaśnicy.
  • drugi wariant jest znacznie optymistyczniejszy. Pod wpływem ognia pęka szklany gar. 5 litrów rosołu zalewa mi dwie dolne lampy. Mam chlew, niedotrzymany termin ale straż nie musi przyjeżdżać.

Pora zaczynać. Zapalam gaz, rozkręcam go na maksa, uruchamiam pilota i zaraz gaszę. Sprawdzam wynik – jest dobrze. Pora na pluskanie. Przestawiam migawkę. W tej zabawie główny problem polega na złapaniu właściwej synchronizacji kiedy wrzucić przedmiot a kiedy nacisnąć spust. Bardzo często bywa, że spust trzeba uruchomić na chwilę przed rzutem bo aparat ma zwłokę w działaniu.Po paru rzutach łapię synchronizację i uznaję, że wystarczy już chlapania – są dwie przyzwoite klatki. Samo zamrożenie ruchu nie jest perfekcyjne ale uznaję, że jakoś z tą świadomością będę musiał żyć. Nadziewam warzywa na cienki drut wstawiam w plan. Później wyretuszuję drut ale oświetlenie będzie się zgadzało.

Samo zdjęcie jest dużo szersze od kadru użytego przez grafika.

 

Rozkładówkę uzupełniam zestawem próbek produktów. Mogę sobie poszaleć – ustawiam kontrastowe światło ale jednocześnie skupiam się na doskonałym oddaniu faktur produktów. Wychodzi nad podziw ładnie – taką robotę lubię!

 

 

W gazecie wygląda to tak.

 

Ciucholand II. Wystawa sklepowa i układanki

Ciucholand II. Wystawa sklepowa i układanki

Wystawa sklepowa i układanki

Następnym punktem wyjścia i inspiracji może być witryna sklepowa. W najprostszym ujęciu to po prostu ubrany manekin. Wierzcie mi takich zdjęć nie chcielibyście robić! Dla takich realizacji ukuliśmy ze stylistką określenie „sztywniaki”.

– dzisiaj sztywniaki, brrr…

Odbierałem taki tel i wiedziałem, że czeka mnie praca, którą robię dla forsy, wyłącznie forsy. Ubieranie manekina a szczególnie mozolne naciąganie butów i spodni. Wyciąganie rękawów koszul, likwidowanie tego co się źle układało, w tym luzów na rękawach. Po to aby za chwilę to rozbierać. To nie była fajna robota a tak ze dwa lata (może 3) była na to faza. Robiliśmy co mogliśmy aby wybić to z głowy ale była stała rubryka w tej konwencji i nic nie poradzisz. W ramach higieny psychicznej tego więc nie pokażę. Znacznie fajniejsze, także inspirowane wyglądem witryny, były za to np. cztery takie fotografie

 

Zaletą prezentowanych zdjęć był mały zakres koniecznej aranżacji, W pierwszym przypadku była to krata, poniżej wystarczyło jeszcze mniej – parę wieszaków.

 

 

Czasem trzeba trochę bardziej się napracować i zakres aranżacji obejmuję podłogę (plus oczywiście wieszak). Zwróćcie proszę uwagę na prawą realizację bo później do niej wrócę omawiając pewną kwestię oświetleniową.

 

Kolejne dwa przykłady na nawiązanie do witryn sklepowych.

 

 

Najogólniej jak widzicie w tej metodzie – nawet wybierając tonację Low Key (no nie ma przypadków) – jakąś komodę , krzesło, wykładzinę trzeba przytargać. Czyli wypożyczyć, zapłacić kaucję, uważać na sesji i potem odwieźć. Nic dziwnego, że powstaje pytanie czy nie można tego zrobić inaczej. Zakładam, że równie dobrze.

Tak dochodzimy do układanek.

I na początek parę zdjęć z mojej ostatniej sesji (pewnie jest to właśnie na półkach)

To bardzo wdzięczna metoda pokazywania. Główny problem realizacyjny to wygodne fotografowanie obszernych poziomych planów. Nawiasem mówiąc, ten właśnie aspekt jest dla mnie jednym z mierników jakości uniwersalnego studia fotograficznego – jeśli można bez problemu wykonać plan 2 x 2 m i dowolnie go oświetlić to jest dobrze. Fotograf i stylistka powinni też mieć wygodną kontrolę planu i możliwość dopracowania kompozycji.

Przechodząc teraz do kwestii „artystycznych”. Robiąc taką serię problemem jest osiągnięcie spójności z jednej strony ale też uniknięcie powtórzeń formalnych. Tutaj pomysłem Donaty była niebieska bluzka wokół której zbudowano „stylistyczną opowieść”. Jako fotograf pomijając, że oczywiście nie byłbym sobą nie ingerując w kompozycję i dobór elementów, po dokładnym obejrzeniu przedmiotów doszedłem do wniosku że:
– trzeba omówić pomysły na poszczególne foty tak aby przy ostatniej nie okazało się, że coś nam się powtarza
– zastosuję bardzo ostre światło, tak aby białe ciuchy przypadkiem nie zginęły mi na białym tle (zapomniałem powiedzieć, że białe tło było wytyczną)
– poziom światła wypełniającego musi być wysoki bo na planie ciuchy czarne sąsiadują z białymi (kłania się filmowa zasada 2:1)
– światło wypełniające będzie niebieskie – w ten sposób nadam wspólny ton różnym w końcu ciuchom i zharmonizuję to z niebieską bluzeczką

I teraz dłuższa dygresja. W światku fotograficznym jest wprost nadwrażliwa tendencja to „poprawnego” balansu oświetleniowego, dla odmiany w realizacjach telewizyjnych – jedno światło niebieskie, drugie pomarańczowe. Tymczasem typowa sytuacja oświetleniowa w słoneczny dzień jest taka, że słońce daje światło 5400 K ale w cieniach jest 8000 K i więcej, z czaszy nieba. Dlatego taki sam układ zastosowany w studio będzie sprawiał wrażenie naturalnego. Nikt nam nie każe jednego stosować tego układu jako jedynego, na focie przy której prosiłem Was o zapamiętanie, zastosowałem bursztynową folię – pięknie zrównoważyło to kolorystykę. Nagminnie w realizacjach stosuję lekkie (a czasem większe) rozbalansowanie źródeł światła.

Wracając do tematu. Sprawdzianem dla sesji jest wobec tego takie zestawienie ex-post

Następnym tematem ciuchowym będzie kreatywność w tej materii. Czyli pomysły, które trzeba było wymyśleć. Łącznikiem do nich będą takie to troszkę odleciane układanki

Ciucholand I. Faza wstępna, dojrzała i śmierć produktu

Ciucholand I. Faza wstępna, dojrzała i śmierć produktu

Faza wstępna, dojrzała i śmierć produktu

Na przykładzie jednego z moich stałych tematów spróbuję Wam opowiedzieć o wpływie czasu na pracę fotografa. Myślę, że to bardzo dokładnie pokażę czym różni się advertorial od „klasycznej” fotografii katalogowo-reklamowej. A w następnych częściach (za jakiś czas) opowiem o innych alternatywnych rozwiązaniach jakie można stosować w tym bardzo szerokim temacie.

Temat zaistniał gdzieś koło 2005 roku. Zgadaliśmy się w redakcji na temat „robienia” ciuchów i obecności (nieobecności) modeli. Mimo, że nie kojarzyłem takich realizacji odpowiedziałem, że nie ma problemu aby ze zdjęcia usunąć całkowicie modela. Dostałem zielone światło i na początek zaczęliśmy robić takie, dość grzeczne, foty. Napisałem, że „zaczęliśmy” bo montażem (czyli tą „nowatorską” częścią roboty) oraz pomocą w zdjęciach, w tym czasem też pozowaniem zajmował się  Tomek Piotrowski

 

Czuliśmy się nowatorami i z tej okazji napisałem taki krótki tekścik:

„Ilustracje te ukażą się już niedługo… Przewiduję narastającą panikę u niektórych – tych odpowiedzialnych za ochronę a także tych „posiadających”. Już teraz jednak nasi przezroczyści (rodem z Wellsa) modele budzą wielkie zainteresowanie u co bardziej otwartych kobiet. Niewidzialny kochanek? To jest coś! Nasi modele nie zagrzeją jednak dłużej miejsca w naszym kraju. Zbliżające się coraz niższe temperatury grożą ich stanowi zdrowia i o ile wiem wybierają się w cieplejsze rejony.
Tak żartobliwie napisałem w 2005 roku kiedy opracowałem koncepcję „niewidzialnych” (pewnie zresztą nie jako jedyny). Konwencja ta pozwala ominąć wpływ modela na zdjęcie i skoncentrować się na ubiorze. Jednak brak człowiek na fotografii nie powinien oznaczać braku pomysłu na zdjęcie, kiepskiej choreografii czy słabego światła – powiedziałbym nawet, że elementy te stają się ważniejsze.”

Niewidzialni na stale zagościli na łamach. Już w pierwszych realizacjach uznałem, że musi się pojawić jakaś anegdota, ruch. Mam nadzieję, że z tematem ruchu w nieruchomych zdjęciach jeszcze kiedyś się zmierzę bo to jedna z ważniejszych kwestii. Pojawiły się takie pomysły

 

Zmieniał się też przekrój tematów, całkiem sporo było outdooru

 

Włączyliśmy silniej kolor, cienie

 

Akurat mnie zdecydowanie bardziej pasowała taka ascetyczna (kolorystycznie) a zdecydowanie ciekawsza kompozycyjnie i ruchowa droga.

 

Z czasem zdecydowanie mocniej mogłem operować światłem i te foty bardzo lubię do dzisiaj.

 

 

Dalej pojawiły się zdecydowanie większe wyzwania.

 

 

Ale to już był schyłek. Ostatnim łabędzim śpiewem tematu była taka realizacja:

 

no i fota co była już troszkę szalona

W międzyczasie ta metoda realizacji przeniknęła szerzej – pojawiły się billboardy z tak podanymi ciuchami, startowały sklepy internetowe i w niektórych już też to widziałem. Zasadniczo redakcja po trzech latach uznała, że temat się wyeksploatował , ostatnie prace te z żywiołami były o dwa lata późniejsze ale jak napisałem to był łabędzi śpiew. A przez ostatnie 6 lat już tej metody na pokazanie ciuchów nie zastosowałem.

Przechodząc teraz do refleksji ogólniejszej. Kocham advertorial za to ciągłe poszukiwanie pomysłów i nowych koncepcji. Nieraz te zdjęcia w takim „forumowym” myśleniu opartym gdzieś na poprawności katalogowej mogą dziwić. Ale męska gazeta nie może pokazać „miksera” w sposób doskonale znany z ulotek, reklam czy opakowań. Cały czas szukamy interesujących zestawień (o tym może też napiszę), kompozycji, chwytów nieobecnych gdzie indziej (o to strasznie trudno), światło też jest ważnym czynnikiem – naciągam je jak mogę. Ale ta zmienność powoduje, że ciągle z przyjemnością przychodzę do studia. Choć oczywiście z pewnej odległości advertorial też jest rutynowy w wielu aspektach, i o tym może też kiedyś opowiem.