Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 1.

Dzisiaj będzie o całkiem świeżej realizacji. W tle głowy mam cały czas temat o wieloelementowych fotach co mi go zadał 90s. Postanowiłem, upiec dwie pieczenie przy jednym ognisku i napisać jeden o kulisach pracy nad tym materiałem a później załatwić jakiś pierwszy fragment odpowiedzi na postulowany dezyderat. Na początek jednak.

Czarne jest czarne, białe zaś białe czyli lekko zleżały Zdziś

Zaczęło się to zgodnie z procedurą, moja producentka i stylistka zadzwoniła:
– będziemy robić perfumy na noc i dzień, przesyłam Ci inspirację żebyś zobaczył czego oczekują

Obejrzałem foty i lekko szczena mi opadła. Co to za skansen dostałem? Foty na lustrze, kto dzisiaj jeszcze tak robi! Od razu mi się zobaczyło w głowie, że siedzę w fotelu z pledzikiem, odwiedzają mnie jacyś ludzie, co ich nie poznaję,  i opowiadam trzęsącym się starczym głosem (patrząc na swoje odbicie na ścianie)
– a wiecie kiedyś to się stawiało przedmiot na lustrze i fotografowało… (dramatyczna pauza) …to były czasy… pamiętam jak dziś…
– aaa (szum podziwu)
A tak na poważnie rzeczywiście, powiedzmy w latach 80-90, było to bardzo standardowe podejście, wszystko robiło się na lustrach. Z czasem stało się to passe. I właśnie takiego ramola z XIX w dostałem od redakcji. Patrzę i to jest nawet na normalnym lustrze (a nie na tych napylonych na podłoże). Zasadniczy problem jaki widzę to, że ta symetria nie wnosi nic do obrazu. Oczywiście wiem, że dzięki temu układowi kompozycja nie jest wąską kichą, ale uzasadnienie kompozycyjnie to jest jednak dla mnie za mało. Pierwsza myśl jest taka. Zrobię to na białym i czarnym lustrze czyli plexi. Odbicia będą zdecydowanie mniej dosłowne, nie będzie nadmiaru elementów. Gadam z Donatą, ta przekonuję redakcję i oba lustra klepnięte. Ale drąży mnie robak niepokoju:
– może potraktować to jako szansę i rozliczyć się z tą lustrzaną przeszłością, wrócić w to samo miejsce w zupełnie innym punkcie?
Widzę problem po stronie realizacji oświetleniowej, nie jestem na 100% pewien czy uda mi się na tym samym „zwykłym” lustrze uzyskać dwa odmienne i spójne efekty. Myślę i myślę i ustalam, że jednak da się. Chyba. Nie jest to co prawda to co macie w łazience tylko srebrny HIPS. Materiał niezwykle wdzięczny (i bardzo delikatny) a przy grubości 1,5 mm (są oczywiście też grubsze) można go dowolnie deformować.
Jako punkt wyjścia zakładam doskonale czarny i biały obraz wyrąbany jak grafika. Oczywiście etykiety i kształt butelek jest święty. Zaczynam od obu kompozycji (o tym napiszę na końcu). Do realizacji wybieram wpierw czarny – wiem, że tu będą schody. Inwentaryzacja pokazała, że jedne perfumy są złotym lustrem (to imitacja sztabki), dwa są przezroczyste i jasne, dwa przezroczyste i kolorowe. W tym jeden nie ma klasycznej etykiety (tutaj są nikłe szanse na dobre oddanie nazwy). Najgorsze, że butelki są typu „stealth” (czyli odbijają światło tylko w zakresie wąskich kątów). Zakładając, że chcemy ograniczyć sianie światłem oznacza to bardzo precyzyjne ustawienie wielu reflektorów. Zaczynam więc z niewielkimi powierzchniami i długo się męczę. Wypadłem z rutyny – ostatnio mam mało codziennej studyjnej pracy – robię teraz 2 takie tematy miesięcznie. Muszę stopniowo powiększać powierzchnie reflektorów. Po żenująco długim czasie mam ustawione pięć punktów za to z wynikiem jaki chciałem. Teraz pora przyjrzeć się efektom w lustrze. Lekkie podklinowanie i można kształtować dowolnie deformacje. Troszkę nieśmiało (teraz to widzę) ustawiam „płynięcie” i fota jest.
Z drugą jest o niebo prościej. Inwentaryzacja pokazała, że trzy obiekty są przezroczyste (w tym jeden kolorowy) a dwa to szczotkowane aluminium. Jedyny problem fotografa to zrównanie walorowe i charakterologiczne tych nieprześwitujących obiektów z tymi transparentnymi. Nie jest to specjalnie trudne – wystarczyły dwa reflektory. Jeszcze trochę pracy nad deformacjami (rozkręcam się) i jest. Teraz czeka mnie jeszcze koszmarny retusz czarnego zdjęcia – tak zastosowane światło makabrycznie wydobywa najmniejszy pyłek a u mnie standardowo – syf. W sumie prawa fota zajmuje mi tak z 6x więcej czasu jak lewa. Ale liczy się para i jest! Bezkompromisowo – XXI w. Chcieli lustro – mają lustro…

Jeszcze muszę wytłumaczyć się Dyrektorowi Artystycznemu, który zadaje pytanie:
– chciałeś na plexy zrobić, czemu zrobiłeś na lustrze?
Tutaj nie mogę bredzić nic o przeszłości, twórczym powracaniu do korzeni i rozliczeniach. Wysyłam więc wyjaśnienie:
– główny problem jaki dostrzegłem po dłuższym zastanowieniu to to, że na czarnym byłoby dobre “lustrzane” (jakkolwiek ciemniejsze) odbicie a na białym jednak byłby to głównie kontur. Bałem się, że razem to może słabo siedzieć – w jednej kompozycji będzie symetria a w drugiej coś innego. Strona po stronie mogłoby to jeszcze wyglądać ale obok raczej słabo. Postanowiłem spróbować osiągnąć efekt dzienno-nocny na tym samym materiale (lustro) dzięki czemu razem to dobrze siedzi.

 

Kompozycje wieloelementowe. Esej 1.

Sztuka osiągania ładu.

90s wrzucając swoje pytania o komponowanie z wielu elementów nieźle mnie załatwił. Zdałem sobie sprawę, że w tej materii stosuję całą gamę chwytów a co gorsza nie wszystko mam dokładnie poukładane i intuicja (np. w ujęciu Bukartyka) bardzo się przydaje.

 

Czyli intuicja podpowiada mi żeby tym tematem się nie zajmować…

 

Chrzanić te obawy. Pierwszą możliwą metodą jest szukanie harmonii. To będzie dobra droga gdy przedmioty są równocenne. Oglądam zestaw pod kątem szukania podobieństw. Czyli tworzę kategorie. To podobieństwa obejmuje różne cechy przedmiotów np – kolor, kształt, powierzchnię, fakturę, materiał, dodatkowe elementy, teksturę. Słowem wszystko co mogę wykorzystać w kompozycji i oświetleniu.

Popatrzmy na pierwsze zdjęcie.

W czerwonych kółkach zaznaczyłem harmonijne zestawienia. Pierwszą łączy przezroczystość i brak barwy drugą zbliżona forma i nietransparentne wykończenie. Z zestawiania ze sobą podobnych przedmiotów jest dodatkowa korzyść przy oświetlaniu bo można zastosować jeden dedykowany reflektor na grupę. Wiem też, że łatwo uzyskam harmonię obu grup. Znak zapytania to słaby dysonans – co zrobić z tym kolorowym flakonem pojęcia nie mam. Pora na kompozycję. Wydaje mi się, że tylko zwartym układzie mam szansę, do tego jednak wtedy przedmioty są największe. Tworzę wyraźne centrum kompozycji. Liczę, ze ten pomarańczowy flakon jakoś przejdzie.

Pora na drugą grupę. Tutaj jest gorzej – od Sasa do lasa. Podobieństwo jest w zamknięciach i ewentualnie rytmie wysokości. I dostrzegam absolutny dysonans w butelce Boss.

Perfumy Pure chcę otworzyć aby było ciut ruchu i to od razu determinuje prawą pozycję w kompozycji. Zauważam, że po otwarciu można oświetlić fragment zamknięcia tak aby korespondował z 212 VIP.

I jeszcze skoro Boss nigdzie nie siedzi to trzeba konsekwentnie to wykorzystać. Robię z niego klucz układu.

Teraz porównuję lewą i prawą grupę wygląda to całkiem sensownie, dwie kompozycje o podobnych dominantach. Zwarte, zbliżone wysokością i proporcjami. Teraz pora zrobić z nich doktora Jekyll i pana Hyde. Dwie twarze tego samego. Ale to już znacie – światło potrafi zdziałać cuda, i bez dwóch zdań bardzo silnym czynnikiem unifikującym jest tutaj deformacja odbić.

Na koniec taka smutna refleksja. Jest naprawdę podłamujące, że przeważnie trzeba na trzustce stawać aby wymodzić coś z zbieranin, które ostatnio dostaję. Nieraz oglądam robotę moich kolegów po fachu w Anglii czy Niemczech i widać, że tam jest to zbiór starannie przemyślanych i pasujących przedmiotów na pewno nie z marketingowej łapanki. W zasadzie samograje. Choć nie zawsze – w referencyjnej pracy fotograf miał też szwarc, mydło i powidło…

Powoli, a nawet szybko, moje advertorialove poletko kurczy się do niezbyt istotnego i ciekawego spłachetka.

Ale oczywiście nadal każdą fotę traktuję jako szansę i bez walki się nie poddaję. I jeśli na końcu widzę taki piękny efekt na rozkładówce to jednak sens pracy widzę.