Powróćmy do metodologii wykonania fotografii:

idea >>wytyczne formalne>>plan realizacyjny>>perspektywa>>plan zdjęciowy>>oświetlenie>>zdjęcie (najlepiej już dobre)>>ewentualne pętle zwrotne>>zdjęcie końcowe>>postprodukcja

Zauważcie, że w tym schemacie oświetlenie „wjeżdża” na plan na ostatnim etapie pracy na planie. Obserwując pracę innych fotografów zauważyłem często zupełnie inną kolejność. Może być np tak:

idea >>wytyczne formalne>>plan realizacyjny>>oświetlenie>>perspektywa>>plan zdjęciowy>>zdjęcie (najlepiej już dobre)>>ewentualne pętle zwrotne>>zdjęcie końcowe>>postprodukcja

albo tak

idea >>wytyczne formalne>>plan realizacyjny>>perspektywa>>oświetlenie>>plan zdjęciowy>>zdjęcie (najlepiej już dobre)>>ewentualne pętle zwrotne>>zdjęcie końcowe>>postprodukcja

Czyli krótko mówiąc wielu fotografów szybko (czasem bardzo szybko) stawia światło fotograficzne. Od razu powiem, że w pewnych uzasadnionych sytuacjach też tak robię. Jednak są określone korzyści z zrobienia tego na końcu – dostęp do skomplikowanego planu z każdej strony, bez potykania się o stado statywów zdecydowanie przyspiesza i ułatwia pracę nad planem. Jeśli mamy dobrze rozwinięte poczucie światła (w tym szczególnie właściwości powierzchni) a sytuacja jest dość standardowa to warto skorzystać z „rekomendowanego” schematu. Niezależnie od kolejności (który moglibyśmy uznać za styl pracy fotografa) kluczowa jest minimalizacja ilości pętli zwrotnych i miejsc do których odsyłają.

– ale o so choci???

Chodzi o to, że słabo to jest gdy po godzinie pracy dochodzi się do wniosku, że trzeba coś poprawić w koncepcji (np zmienić kolor tła!). A choćby „tylko” przekomponować plan (a za nim oświetlenie). Zdecydowanie lepsza jest droga od punktu do punktu. Nawet jeśli na każdym etapie poświęcimy temu chwilę roboty (a przede wszystkim myślenia) więcej. Najmilej jest gdy dokładnie omówimy fotę, zbudujemy plan rozumiany jako układ w przestrzeni, wniesiemy lampy, podłączymy do sieci ustawiając moce i po strzeleniu pozostają drobniutkie poprawki mocy. I to się często udaje. W ostateczności można czasem nieznacznie przestawić składowe kompozycji i lampy.

Muszę napisać, że mając taki sposób pracy długo miałem problemy z przetłumaczeniem tego klientom.
– no OK, zdjęcie jest fajne ale czy mógłbyś nam pokazać jakieś inne warianty?
– nie mam innych wariantów (z poczuciem winy)
– jak to nie masz innych wariantów??? Krzychu (Zdzichu) dają nam wybór…
– pomyślcie – jeśli mam pracować 3 x 3 godziny nad różnymi wariantami to wolę dopracować jedno zdjęcie przez 9 godzin…

Z trudem ale jakoś udaje się ich przekonać (wszystko to dotyczy oczywiście stolika bo przy pracy z ludźmi jest diametralnie inaczej). Koniec końców klienci są skłonni płacić dobrze tylko za dobre zdjęcia więc skoro oni szanują swoją kasę to ja muszę szanować swój czas.

A skoro wytrzymaliście taką dawkę teorii przejdziemy do praktyki.

Poniżej zamieszczam fotę, która pokazuje dlaczego warto mieć łatwy dostęp do planu (czyli dlaczego z światłem przeważnie wchodzę na koniec)

Myślę, że widać, że nie jest to montaż – zacienianie obiektów (buty i sznurówki) byłoby chyba trudno zrobić wiarygodnie inaczej. Przy tej robocie cała sztuka polega aby podwiesić całość na możliwie małej ilości „sznurków” – maks dwa na but powinny całkowicie wystarczyć. Później przy retuszu jest trochę roboty ale można to zrobić 1/20 mózgu przesłuchując jakąś ciekawą płytę i będąc 100% pewnym właściwego wyniku (w sumie to też można za niewielkie pieniądze wysłać do obróbki komuś innemu). Do kompletu było jeszcze

W gazecie wyglądało to tak

Kolor w tle

A skoro już mamy te zdjęcia na tapecie to omówię jeszcze na ich przykładzie inną sprawę. To sprawa koloru tła. Najogólniej nie cierpię kolorowych teł – przeważnie zdecydowanie szlachetniej tematy wyglądają na:
– czarnym
– białym (właściwie to prawie białym)

Pierwsza opcja, najwygodniejsza – zapomnij – to może 1 temat na 30, druga, może troszkę mniej efektowna, ale najczęstsza. Niestety dyrektor artystyczny, który ma w głowie cały numer, dochodzi często do wniosku, że „monotonię” białych stron trzeba złamać jakimiś przerywnikami. I wtedy słyszę:
– zrób to nam na jakiś kolorowych tłach (i skóra mi cierpnie bo po pierwsze trzeba to jakoś zharmonizować i po drugie to jakoś musi jeszcze wyglądać)

I tu są znów różne sytuacje:
– tło można oddzielić od planu (luz)
– przedmiot leży na planie (czerwona lampka)

Tutaj mamy pierwszą lajtową sytuację. Porażki raczej nie będzie ale są dwie zasadniczo różne drogi. Pierwsza to powiesić kolorowy karton – mam ich kilkadziesiąt. Nie jest to jednak właściwy kierunek – kolorowy karton zawsze wygląda jak… kolorowy karton. Nie wiem dlaczego (choć mam podejrzenia) ale nawet zakładając jakieś sprytne tinty dalej trudno uzyskać wrażenie przestrzeni. I dlatego zdecydowanie lepiej jest użyć kolorowego światła. Implikuje to oczywiście określone podejście (rzekłbym strukturalne, funkcjonalne) do techniki oświetleniowej. Ale ta ostatnia to zdecydowanie najszybszy i najtańszy (do efektu) składnik pracy fotografa – czyli co się da należy zepchnąć na światło.

A ponieważ ponarzekałem, że trudno jest osiągnąć dobry efekt na kolorowym kartonie to zamieszczam foty na których sami możecie ten aspekt ocenić.