O rozwiązywaniu problemów podczas realizacji zdjęć
O rozwiązywaniu problemów podczas realizacji zdjęć.
Na stronie wyglądało to tak.
Szkic od Maćka obejmował zarys przedmiotów. Pod szklanym słojem narysowany był zapalony palnik, w słoju napis rosół, do tego lecące do słoja warzywa i plusk plus reszta przedmiotów. Od razu mi się nie spodobało. Lata, śpiewa, tańczy i… gaz puszcza. Nie cierpię baroku!
Zabieram się do pracy. Producentka przywozi zabawki, oglądam wszystko.
Zaczynam od analizy komplikatorów:
- otwarty ogień w studio. Raz, że zawsze to groźba pożaru. Ale aby był widoczny – ciemne tło.
- słój do rosołu wielki i nie koniecznie wygląda na żaroodporny.
- rosół – jak wygląda rosół? Czy chodzi o przezroczystą żółtawą ciecz czy mętnawą zupę. Rosół jest oczywiście mętny ale przy efektach chlapania i szklanym naczyniu o wymiarze sporego gara nie będzie nic widać… To pierwsza rzecz do uzgodnienia jeszcze przed realizacją.
- rosół wymaga ewidentnie jasnego tła a płomień ciemnego.
- kuchenka którą dostałem nie podoba mi się jest ewidentnie za wysoka i nie pasuje mi do kolorystyki. Teoretycznie mógłbym ją przemalować albo zakleić. Ale muszę ją oddać w stanie nienaruszonym (dygresja – to bardzo często jest jeden z warunków zdjęć – oddaje się przedmioty w stanie idealnym, szczególnie jak są to zegarki za 100 000 zł). Najwyżej przerobię w PS.
- zarejestrowanie „pluskania” to co najmniej 1/1000 s czyli lampy systemowe lub 20 kW ciągłego na planie.
- lecące warzywa.
- duży plan, jakiś pomysł na stół.
Teraz muszę spokojniej pomyśleć o wyrazie zdjęcia. Sterylny laboratoryjny styl kojarzy mi się z kontrastowym dolnym oświetleniem. Ustalam, że będzie to główny pomysł na wyraz zdjęcia. Postanawiam dodać do tego odbicie. Ale nie chcę aby to było „zwykłe”lustro tylko coś mniej oklepanego. Może poliwęglan.
- decyduje się jednak na światło z kompaktów, systemowe może być za słabe i mam tylko cztery lampy, żarowego na takim skomplikowanym planie z pluskaniem po prostu się boję. Mam nadzieję, żefekt będzie przyzwoity.
- tło – musi być szare, zrobię tintę możliwie jasną za rosołem i możliwie ciemną za płomieniem.
- decyduję się na „wpuszczenie” kuchenki pod blat, tracę w ten sposób kawałek płyty ale to najszybsze i najmniej kłopotliwe rozwiązanie. Robię więc piłką włośnicową odpowiedni otwór.
- postanawiam oddzielnie zrobić „plusk” i lecące warzywa – ze względów bezpieczeństwa.
Czas na montaż planu. Ponieważ studio ma słabe wyciemnienie a ja będę rejestrował płomień buduję wielki czarny namiot wokół planu. Rozkładam lampy. Ustalam światło, przynoszę rosół i resztę, wrzucam co tam trzeba do zlewek. Robię próbną fotę. Jest ok.
- zapala się płyta a ja w ferworze gaszenia polewam sprzęt wodą. Później we włosienicy i sznurem pokutnym tłumaczę się Bartkowi (który gościnnie przytulił mnie chwilowo w studiu) i Przemkowi (właścicielowi wycacanej agencji) ze swojej głupoty. Jeszcze raz czytam instrukcję gaśnicy.
- drugi wariant jest znacznie optymistyczniejszy. Pod wpływem ognia pęka szklany gar. 5 litrów rosołu zalewa mi dwie dolne lampy. Mam chlew, niedotrzymany termin ale straż nie musi przyjeżdżać.
Pora zaczynać. Zapalam gaz, rozkręcam go na maksa, uruchamiam pilota i zaraz gaszę. Sprawdzam wynik – jest dobrze. Pora na pluskanie. Przestawiam migawkę. W tej zabawie główny problem polega na złapaniu właściwej synchronizacji kiedy wrzucić przedmiot a kiedy nacisnąć spust. Bardzo często bywa, że spust trzeba uruchomić na chwilę przed rzutem bo aparat ma zwłokę w działaniu.Po paru rzutach łapię synchronizację i uznaję, że wystarczy już chlapania – są dwie przyzwoite klatki. Samo zamrożenie ruchu nie jest perfekcyjne ale uznaję, że jakoś z tą świadomością będę musiał żyć. Nadziewam warzywa na cienki drut wstawiam w plan. Później wyretuszuję drut ale oświetlenie będzie się zgadzało.
Samo zdjęcie jest dużo szersze od kadru użytego przez grafika.
Rozkładówkę uzupełniam zestawem próbek produktów. Mogę sobie poszaleć – ustawiam kontrastowe światło ale jednocześnie skupiam się na doskonałym oddaniu faktur produktów. Wychodzi nad podziw ładnie – taką robotę lubię!
W gazecie wygląda to tak.