Czasomierze na różne pory dnia

Czasomierze na różne pory dnia

Czasomierze…

Przez jakieś kosmiczne niedopatrzenie na moim blogu nie znalazły się dotąd te podstawowe przedmioty męskiej biżuterii. A mam naprawdę sporo takich (advertorialowych) realizacji. Temat ten nie jest łatwy z paru powodów. Przede wszystkim producenci przyzwyczaili nas do kosmicznie dobrych fotografii w tym zakresie. I nawet często nie wiemy czy to makiety (jak dawniej bywało), rendery, zdjęcia stackowane lub głęboko retuszowane. Wyznacza to bardzo solidny poziom odniesienia bo przecież nie możemy być gorsi. Do tego są to przedmioty błyszczące i lustrzane, z czarnymi lub białymi tarczami czyli najnormalniej trudne technicznie. A jeszcze często są bardzo drogie (kiedyś miałem na planie parę zegarków za drobne 70K) i muszą wrócić w idealnym stanie. Razem stawia to fotografa na baczność. Po stronie plusów jest to, że są piękne i wystarczy czasem tylko dobrze je pokazać.

Koncepcja

Dzisiejsza sesja może Wam się skojarzyć z niektórymi wcześniejszymi moimi pracami bo używaliśmy podobnych ciągów skojarzeń. Mamy tutaj – jasno>kawa>dzień>zegarki oraz ciemno>wino>wieczór>zegarki. To tłumaczy użyte tła i elementy aranżacji. Przechodząc na grunt realizacji fotograficznej zobaczymy, że charakter oświetlenia dopasowany został do pór dnia. Nie zdecydowałem się tutaj na rozbalansowanie porannego światła (co jest w zasadzie moją wizytówką firmową). Chciałem po prostu pokazać możliwie wiernie elegancję zegarków. Bardzo skąpo potraktowałem projekt wieczorny. Światła tam jest jeszcze mniej niż to wygląda.

Zegarki „na dzień”

 

 

Ta realizacja nie była szczególnie trudna. Zegarki ładnie się poukładały – charakter kopert był zbliżony. Wystarczyły dwa światła (co widać w łyżeczce). Górne to słoneczko i drugie kierunkowe dające cień (a tak naprawdę imitujące porę poranną). To ostatnie chyba było poniżej rantu filiżanek bo nie widać go na obiektach. Jedyne co trzeba było przypilnować to aby w szkiełkach nie odbijał się górny reflektor. Ale ponieważ był on niewielki to nie było z tym problemu.

 

Zegarki „na wieczór”

Dla odmiany ta realizacja była ekstremalnie trudna. I to z paru powodów. Już sam pomysł aby błyszczące przedmioty wkładać do szklanych kieliszków wydaje się karkołomny – przez możliwe interakcje lustrzanych powierzchni i powstające niekontrolowane odbicia. W dodatku oddziałują też na siebie poszczególne grupy. Dalej bardzo trudno było nadać odpowiednie położenia przedmiotom bo na skośnych ściankach nie chciały trzymać pozycji. Biorąc pod uwagę, że nie mogły powstać najmniejsze ryski było to bardzo stresujące. Fundamentalnym problemem obarczona była też koncepcja oświetleniowa bo o ile kieliszki mogły dostać „prawie” nic i dawało to rysunek to z tarczami tak nie było. One musiały mieć więcej światła. Normalnie takie problemy rozwiązuje się przez podniesienie poziomu światła wypełniającego ale tu było to niemożliwe. Aby w ogóle móc podjąć się realizacji założyłem dwa uproszczenia. Pierwsze to perspektywa z linii horyzontu (aby nie mieć świateł w zdjęciu na dole tła) i technikę HDR aby zmieścić się z rozpiętością tonalną (brakowało około 2-3 EV). Jako ciekawostkę powiem, że było to jedyne zdjęcie HDR w mojej „karierze” studyjnej. Ułożyłem plan na mlecznej pleksi, od dołu pod nią dwa światłowody 0,5 cm które dawały plamki oświetleniowe wielkości opuszka palca. Ciemniejsze zegarki dałem na dole a jaśniejsze wyżej tak aby było to zgodne z siłą światła. Teraz najbliższa godzina to była najtrudniejsza godzina w moim życiu fotograficznym. Cierpliwie przemieszczałem źródła oświetlenia patrząc co się dzieje i korygując nieznacznie przedmioty co się trzymały na słowo honoru. Po godzinie uzyskałem optymalny efekt.

 

Wysłałem to do redakcji spodziewając się wybuchu entuzjazmu, ale dostałem suche wytyczne, mniej więcej takie:
-zegarek z dołu ma być tu, drugi tu. I strzałeczki co mi zrobiły kipisz z mojego pięknie wystudiowanego zdjęcia. Na moją nieśmiałą uwagę, że czarne są tu, a jasne tam nie z przypadku, dostałem odpowiedź: ci i ci nam dobrze płacą i mają być dobrze widoczni. I tyle. Zabrałem się więc za robotę drugi raz. Jak widzicie coś jest lepiej, coś gorzej.

Przyjrzyjmy się jeszcze co się zmieniło i dlaczego.
Trochę straciły przedmioty. A dokładniej to zegarek CK, który na lewym projekcie wprost promienieje. Za to przy powtórce postanowiłem wydobyć silniej linearny charakter szkła (czymś trzeba grać!). Aby podkreślić silniej krawędzie przechyliłem kieliszki do martini i whisky (przeciwbieżnie).  Koniakówka została bez zmian.  Zabłysły w ten sposób mocniej poziome krawędzie i znikło „tajemnicze i dziwne” odbicie w wyższym szkle. Co prawda wyskoczyły tam przedziwne elipsy ale prawdę powiedziawszy – spodobało mi się to.  I dlatego prawa wersja, dla mnie, jest dużo lepsza. A ponieważ strata na przedmiotach nie była moją zasługą to stresu z tego powodu nie miałem.

Jak widać niespodziewane poprawki mogą wpłynąć twórczo na zdjęcia.  Zawsze się zastanawiam jak wyglądałyby moje projekty gdybym po jedno, dwudniowej przerwie przystąpił do realizacji od nowa.

 

Semiotyka w fotografii

Semiotyka w fotografii

Temat ten już się wcześniej przewijał. To troszkę mój konik – synteza obrazu tak aby stał się znakiem. To co w takiej grafice jest łatwe (w zasadzie automatycznie) – na zdjęciach wymaga wysiłku. Po prostu fotografia jest strasznie gadatliwa.  Produkuje faktury, tworzy prostokąty (zwane obrazami) wypełnione treściami często zbędnymi. Zresztą jedno z kluczowych pojęć z tej dziedziny – kadr – doskonale oddaje ten problem. Niczym nożyczkami fotografowie wycinają kawałki ze sfery dookoła siebie. Często z dobrodziejstwem inwentarza.

Na szczęście w fotografii studyjnej jest więcej swobody i można myśleć zdecydowanie bardziej graficznie. I jeśli uda nałożyć się znak na obraz to tworzy się dodatkowa wartość. Zadra, która być może przyciągnie oka widza albo coś mu  przekaże. Albo jak wolicie, ukształtuje podświadomie odbiór. To zresztą dobrze by działało w przestrzeni otwartej (outdoor reklamowy) gdzie stopniowo zbliżamy się do plakatu.

Temat 1

Popatrzmy na obrazek z daleka

Ciekaw jestem czy i z czym Wam się skojarzyła ta forma?

W zamierzeniu miała to być strzałka,  później, może troszkę, bojowy samolot. Tak czy tak pozytywnie i do góry

A teraz popatrzmy bliżej.

Robi nam się grupa przedmiotów – wyrwany kawałek z garderoby? Tak bym to widział – cytat z rzeczywistości.

Przechodząc na grunt realizacyjny.

Stylizacja

Ciasny układ gdzie skoncentrowałem się na „rzeźbieniu” rękawów – środkowe trzy coś na wzór silników, zewnętrzne to skrzydła. I do tego na dole lekkie rozszerzenie. Donata uznała, że nie może być zbyt gładko i wyprasowała trzy koszule a czwarta jest prosto z worka. Perfekcję zostawmy fotografom reklamowym (to ich klienci są zdecydowanie bardziej bez polotu)!

Wykonanie

Było łatwiejsze jak wygląda. Koszule powiesiłem na odpowiednio wygiętych prętach (i pewnie uformowałem jeszcze kawałkami foli bąbelkowej). Zauważcie, że nie ma tam światła kontrowego więc nie grozi to zdemaskowaniem. Pręty wisiały na cienkich drutach. Środkowe rękawy udało się uformować bez sztuczek. Zewnętrzne i poły są na odciągach.

Światło

Jest tutaj dużo światła oraz powiedziałbym agresywny, i nietypowy, układ. Podstawowe jest boczne lewe ale cienie dostają bardzo, bardzo dużo z tyłu. Nie pamiętam czy ten reflektor był w planie za ciuchami czy kontrowo tuż za planu. Raczej za. Trzecie światło (zza plastikowej blendy) wyregulowało tło do jasnego tonu (niby biały), ale to jest powyżej  świateł kluczowych.  już nie raz wspominałem jak to jest ważne dla obrazu. Mało samokrytycznie podkreślę doskonały rysunek koszul, brak jakichkolwiek strat w konturze. Razem piękne high key z całkiem ciemnych przedmiotów.

Temat 2

Jest z innej bajki (ale z semiotyczną wstawką). Dostałem za zadanie zrobić buta. Wytyczna była jedna abym pokazał dobrze fason i materiał. Poza tym miałem wolną rękę. Wymyśliłem realizację, która pozwoliła upiec mi kilka pieczeni na jednym ogniu.

Jakie to pieczenie?

  • ano oryginalny układ (huśtawki), ileż można oglądać leżących tak czy siak butów?
  • dostęp wszystkich kierunków oświetleniowych
  • oddalenie od tła (czyli wpływ na jego ton)

Światło

Często piszę o dostępnych kierunkach oświetleniowych podkreślając, że najwygodniej mieć realizację z dużą swobodą w tym zakresie. Wiem, że to brzmi trochę abstrakcyjnie ale tutaj mamy dydaktyczny przykład jak to działa. Otóż mogłem sobie pozwolić na silną kontrę podkreślającą fakturę skóry. Jednocześnie ta kontra nie wypaliła mi tła co stałoby się niechybnie gdybym je tam podłożył. Mógłbym się trochę ratować dając lekko szare (to częsty chwyt gdy nie mogę budować dowolnie planu) ale to nie jest idealne wyjście. A nawet dobre. Tak mam światła kluczowe na obiekcie jako najważniejsze na planie i wypełniam otrzymane wytyczne.

Semiotyczny bonus

Ciekaw jestem, czy to imaginacja mojej wyobraźni ale nie było problemem ustawić fajny półcień na podłożu i ten element dziwnie i nie przypadkowo może się kojarzyć.

 

 
 
W perspektywie kompozycji grupowych

W perspektywie kompozycji grupowych

W perspektywie kompozycji grupowych

Dzisiaj opiszę bardzo sympatyczną realizację gdzie praca fotografa stała się solidną trampoliną dla grafika. Realizacja ma trzy typowe wymiary fotograficzne: perspektywę, kolor i kompozycję. I mimo braku jakiegoś ciekawego „zewnętrznego” pomysłu całość prezentuje się, w mojej ocenie, bardzo dobrze. Choć odrobina dziegciu też jest…

Perspektywa fotograficzna

Na początek usłyszałem:
– Wiesławie robimy grupy przedmiotów dla facetów w wieku 20, 30, 40 i więcej ale najważniejsze są zegarki, mają być widoczne, bardzo widoczne!
Tego typu wytyczna nie jest czymś dziwnym (bo pewnie producent za to płacił – przypominam, że to advertorial). Ale nie jest tak całkiem jasne jak to można osiągnąć. Szczególnie, że to najmniejszy z około 7 przedmiotów pokazywanych w każdej grupie. Choć droga od początku była wyraźnie zarysowana. UWA. Nie trzeba 30 lat doświadczeń w fotografii aby wiedzieć, że użycie superszerokątnego obiektywu wydobywa pierwszy plan. Ale jak już ktoś pracuje te 30 lat w studio to bardzo nie lubi używać tam takiej optyki. Bo od razu wychodzą problemy. Po pierwsze ciasno bo trzeba być blisko planu. Tło musi być horrendalnie wielkie. Do tego problemy ze światłem bo sporo kątów jest odciętych. I ryzyko poważnych deformacji. Ale tutaj innego wyjścia nie widzę bo to mają być zwarte kompozycje. Oceniam, że sama zagrywka perspektywą może nie wystarczyć. Czasomierze trzeba będzie w kompozycji „wzmocnić” bardzo dbając o ich pozycję i powiązanie z resztą.

Barwa

Zaczynamy z Donatą od analizy koloru dla poszczególnych grup. Każda z nich dopasowana jest do konkretnego wieku użytkowników. Jest dla nas oczywiste, że młodszym odbiorcom powinniśmy przypisać aktywniejszą barwę. Z ostatnich rozważań (na blogu) wiemy już, że są możliwe różne drogi, w zależności od rodzaju efektu jaki chcemy osiągnąć. Ponieważ pokazywane przedmioty są atrakcyjne i na nich musimy skupić uwagę to nie wchodzą w grę agresywne chwyty i mocne akordy barwne. Zajmiemy się więc zharmonizowaniem układów. W każdej grupie dominują czarne przedmioty. I jest też zawsze coś mocniejszego. Dodatkowym komplikatorem jest to, że całość materiału też powinna współbrzmieć ale jednocześnie podkreślać różnice pokoleniowe. Popatrzmy na wyniki:

Dalsze rozważania o kolorze

O ile co do pierwszych dwóch grup trudno mieć zastrzeżenia to widać, że w trzeciej też najodpowiedniejszy byłby delikatny ciepły żółty. Ale to byłoby zbyt blisko pierwszego. Dajemy tam więc szary, który możemy uzasadnić wiekiem (stateczność). W czwartym układzie także mamy dylemat. Kończy go zastosowany łososiowy (też psychologia). Choć teraz pisząc tekst myślę, że może odpowiedni lekki fiolet byłby lepiej trafiony. Innym, dysonansowym już rozwiązaniem, byłoby pozostawienie tam czystej bieli – tworzyłoby to, bardzo mocne, odcięcie od pozostałych trzech projektów. To odcięcie byłoby bardzo uzasadnione psychologicznie – co zobaczycie widząc cały advertorial. I na dzień dzisiejszy uznałbym to za zdecydowanie najlepszą drogę. Ale na to trzeba było wpaść podczas realizacji! Na pewno praca na zasadzie przywożą Ci grupy przedmiotów o 10:00 a o 16:00 oddajesz gotowy materiał do druku nie służy jakości. Między innymi dlatego w tej chwili maksymalnie staram się wydłużać czas realizacji (możliwie szybko zacząć i skończyć najpóźniej jak się da). Nie chodzi oczywiście o bezproduktywne siedzenie na planie, tylko „bezproduktywny” odstęp między pierwszymi koncepcjami a realizacją. Odstęp dający czas na zweryfikowanie koncepcji.

Podsumowując mamy bardzo trafione zestawienia barw w pierwszych dwóch projektach. Oparte są na pionowym przekroju przez kulę barw. Czyli to pełne akordy monochromatyczne (oczywiście w pracy drugiej paleta jest trochę poszerzona). Na identycznych zestawieniach oparte są pozostałe dwie ale tam zdecydowanie brakuje trochę silniejszego tonu.

Kompozycja

Tutaj grać można było tak jak przeciwnik pozwolił. Dwa zasadnicze uwarunkowania to istotne różnice wielkościowe przedmiotów i charakterystyka ich powierzchni. Różnice wielkościowe wymuszały nachodzenie przedmiotów a błyszczące lustrzane wykończenie aż się prosiło o odbicia. To ostatnie jak widzicie zrealizowane jest za pomocą tint o łagodnych ale stromych przebiegach. Tak aby nie tworzyć szatkujących rzeczy linii. Szacunek dla przedmiotów w tej fotografii obowiązuje! Jak popatrzymy na kompozycje to znów nie jest równo. Pierwsze trzy pokazywane prace są dobre a czwarta – ja to robiłem??? Wyjaśnieniem mogłaby być kolejność robienia. Otóż tu szło to od końca więc ta praca była rozgrzewką. Należało po skończeniu czwartej poprawić pierwszą bo widzę tam same niewykorzystane szanse.

Jeszcze dygresja o kolejności pracy w takich wielozdjęciowych realizacjach. Otóż moim standardem była praca od końca lub od drugiego zdjęcia. Kolejny projekt zawsze jest robiony do sąsiadującego (a także później do powstającej sekwencji) a najważniejszy otwierający materiał do wszystkich pozostałych. Istotny jest kontrast równoczesny i następczy.

Światło

Ponieważ realizacje były płaskie to można było sobie pozwolić na jedną powierzchnię. Jak patrzę na wynik to wygląda mi, że wisiała tuż za planem i była niewielka – gdzieś około 30 cm średnicy. Przesunięta względem osi aparatu trochę w prawo.

Wynik

Popatrzmy co zrobił z tego grafik (albo art)

Zasadniczo to nieźle zrobił! Ale też nie wykorzystał szansy, którą ominąłem. Co do układu typo to nie mam zastrzeżeń, podobnie do kadrowania. Za to w kolorystyce mam poważny dylemat. Bo o ile mogę jeszcze zrozumieć, że 20, 30, 40 może być w tym samym (kompromisowym) niebieskim, to czwarte nijak nie powinno być kontynuacją! Bo skoro bycie grubą rybą jest ponadczasowe (nie ma cyferek) to należałoby, chyba, wprowadzić tu inny kontrastujący kolor. I teraz gdyby tam pojawiła się burgundowa, mocna czerwień to wyciągnęłaby za uszy ten projekt. Przy okazji dopełniając harmonię kolorystyczną. Nudy kompozycyjnej tej pracy by to nie uratowało, ale byłoby zasadniczo lepiej. Jeszcze raz zobaczcie jak siedzi ten niebieski w poszczególnych projektach – pierwsze trzy jest nieźle a czwarte wali po oczach.

Wnioski są takie, że czasem pozornie mały szczególik decyduje o tym czy praca jest bardziej lub mniej udana. I niezależnie, że tyłek nam najbardziej ratuje dobra koncepcja (pomysł) to jednak staranność realizacyjna jest bardzo ważna.

Trochę o harmonii kolorystycznej

Trochę o harmonii kolorystycznej

Trochę o harmonii kolorystycznej

Poprzedni tekst (a w szczególności dyskusja na forum) uzmysłowiły mi, że warto zająć się jeszcze jednym aspektem, który dotąd omijałem. Kolor. Trochę przez fotografów traktowany jako „właściwość” przedmiotu.  Czyli sprawa na którą nie ma się większego wpływu. W dodatku w fotografii przedmiotowej najwygodniejsze tonacje są czarne lub białe… To także tłumaczy nasze mniejsze zaangażowanie na tym polu. Jakoś sobie nie przypominam nic z klasycznej literatury foto co omawiałaby funkcje impresyjne czy ekspresyjne (a tym bardziej symboliczne) koloru…

Za to w malarstwie kolor jest „wszystkim” i grube tomy o tym napisano – dlatego w dyskusji przywołałem pracę Ittena – „Sztuka Barwy”. W polskim wydaniu dostępny jest bardzo syntetyczny skrót zawierający wprowadzenie (a w nim np funkcje koloru oraz 7 podstawowych kontrastów). Najważniejsze, że mamy tam kilkadziesiąt barwnych tablic ilustrujących omawiane zagadnienia. Wśród nich jest jedno szczególnie ważne w mojej pracy.

Analiza przypadków

Od razu powiem, że analiza wykonana jest ex post. Czyli przyjrzałem się już wykonanym „intuicyjnym” pracom.

Ale zaczniemy od teorii. Już w pierwszej fundamentalnej książce Goethego (tak, tego od „Cierpień młodego Wertera”)  pojawia się problem harmonii koloru. Wychodząc od koła barw jako harmonijne zostają zdefiniowane tony leżące po przeciwnej stronie (czyli dopełniające), oprócz tego trójtony (trójką równoboczny rozpięty na kole) oraz czterotony (kwadrat).  Bardzo ważne jest aby te zestawienia miały jednakowe natężenie. W uzasadnieniu autor napisał, że po zmieszaniu dają barwę szarą (naturalnie wzorcową dla wzroku). Zgodne było to też z odczuciami widzów.

W wspomnianej wcześniej pracy Ittena zagadnienie zostało pogłębione. Autor stworzył zmodyfikowane koło.

Po lewej mamy ustalone (w wyniku żmudnej pracy) harmonijne proporcje a po prawej zmodyfikowane koło barw. Itten zajmował się także sytuacją gdy barwy dopełniające są użyte w innych proporcjach. Poniżej ciekawa tablica.
W prawym polu mamy zjawisko gdy kolor dopełniający dodaję głębi podstawowemu. Jak widać istotne jest nie tylko dobranie pasujących barw ale także ich proporcja. To nawiasem mówiąc nie do końca pasuje do przytoczonego wcześniej wytłumaczenia o harmonii barw dopełniających. Nie mniej jednak w oparciu o idee Goethego zbudowano internetowe generatory par, trójek i czwórek harmonijnych kolorystycznie. Korzystając z takiego generatora popatrzmy wpierw na realizację z poprzedniego felietonu.
Zakładając, że wielokolorowe zestawy przedmiotów „uśrednimy” kolorystycznie to widać, że w większości zdjęć moglibyśmy znaleźć podstawowe akordy barw. Może poza ostatnim.

Pora na kolejne prace. Tematem były nieśmiertelne buty. Tym razem mieliśmy pokazać trzy razy po dwa buty na pionowych stronach. Miały być zestawione podeszwami i z miejscem na małe opisy obok. Z punkt widzenia fotografa były to pary przypadkowych i raczej nieciekawych przedmiotów. Tutaj nasze podejście było diametralnie odmienne od tego wcześniejszego. Zdecydowaliśmy się na plakatowe podejście, w którym atrakcyjność wizualna będzie zbudowana na kolorze. Jest to dość obce mi postępowanie, bo mam szacunek dla fotografowanych przedmiotów. Ale jestem też zobowiązany do tworzenia mocnych obrazów i jak nie można grać przedmiotem to  trzeba szukać innych sposobów. Popatrzmy na wyniki końcowe.

Dokonując analizy przy pomocy opisanego narzędzia możemy wygenerować taką trójkę lub jak wolicie taki akord barwy, który dobrze, jak się okazuje, tłumaczy pierwszą fotę. Drugi byłby bardzo zbliżony.
Ciekawa była trzecia para – tutaj jakoś nam nie siedziało i zrobiliśmy taki zestaw.
I dopiero pisząc ten tekst zdałem sobie sprawę, że nie sposób było tutaj zlekceważyć kolor butów i wcale nie mamy tutaj zestawienia trzech, tylko czterech, barw. I nieźle wyjaśnia użyte barwy figura kwadratu opisana u Goethego.
Ale też widzę, że alternatywnie zamiast zielonego kartonika dać czerwony a tło zmienić na groszkowe i zbudować to na trójtonie.

Wniosek

Jakkolwiek bardzo sceptycznie podchodzę do „automatycznych” zbyt prostych reguł i wyjaśnień jak „działa” obraz to jednak nie sposób nie zauważyć, że nasza intuicyjna praca w obu opisanych realizacjach dobrze wpisała się w opisane przez Goethego i Ittena fundamentalne prawidła. Na pewno jest to dobry punkt startu do własnych poszukiwań, szczególnie jak ktoś nie czuje się zbyt mocny. Trzeba powiedzieć, że odwołałem się tutaj do bardzo podstawowych praw. W obu książkach znajdziecie wiele innych zestawień barw (np inne trójkąty).

 

Metoda realizacji

Przy takiej plakatowej formule nie można położyć butów na tle. Zresztą kładzenie czegokolwiek na kolorowym tle nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Co najmniej z trzech powodów raz, że dostajemy silne zafarby na rzeczach, dwa nie możemy regulować jasności (i tonu) tła a także znika możliwość ciekawszego świecenia przedmiotów (po prostu część kątów jest niedostępna). Surowe foty wyjaśnią jak można zgrabnie obejść wszystkie te problemy.

Jak widać sztywna gumka była istotnym szczegółem. To kolejny przykład na to, że plan z realizacją w pionie jest wart dodatkowej pracy. Tak naprawdę to oczywiście nie ma dodatkowej pracy, bo zaoszczędzamy na kolejnych etapach. Radzę wszystkim co bawią się w studio dobrze to zapamiętać. Nawet przy reprodukcji obrazka lepiej jest go przykleić do pionowej powierzchni (lub oprzeć na dwóch małych gwoździkach) jak kłaść na ziemi.
Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 3

Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 3

Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 3

Pierwsze dwie części były o poszukiwaniu harmonii poprzez odpowiednie zestawienie przedmiotów (niejako upodabniające je) lub nadanie wspólnego charakteru oświetleniem. Dzisiaj zadanie jest bardziej karkołomne bo tematem są cztery grupy  opakowań  plus strona tytułowa.  Poszczególne strony poświęcone są dietom a przy każdej będzie Autorka, która ją rekomenduje. Inne wytyczne:

  • standardowe (czyli przedmioty mają być pokazane równocennie i dość duże, do tego tła kolorowe)
  • dwa to, że w każdej z czterech grup żywnościowych ma znaleźć się dodatkowy przedmiot nawiązujący do charakteru Autorki
  • trzy to komplikatory – mam ustalić liczbę opakowań w poszczególnych dietach tak abym mógł zrobić do tego dobrą okładkę. Ta nie składa się z przedmiotów. Ma to być liczba z warzyw, owoców czy pieczywa.

Czyli zadania są dwa – zrobienie 5 dobrych fotografii i ma to wyglądać na jeden styl. Na początek muszę ustalić liczbę na okładkę. Po rozlicznych próbach decyduję się na 54. Teraz dzielimy (pracuję z Donatą) to na  cztery grupy. Wynik lepiej jest zatwierdzić bo powtarzanie roboty z powodu jakiegoś przemieszania produktów byłoby katastrofą.

Wysyłamy to do redakcji.

Dochodzi do nieporozumienia bo w gazecie ktoś przedstawia jako propozycje fotografa.

Dostaję sms „Co to k…a jest! Proszę o natychmiastowy kontakt. I podpis”. Nie mam zamiaru prostować takich debilnych pomyłek. Na głowie mam podstawowe zadanie – co z tą zbieraniną zrobić??? Czasem poradzenie sobie z takim niewdzięcznym zadaniem wydaje się ponad siły. Wszystko ni z gruchy, ni z pietruchy. A do tego jeszcze jakaś kaseta, haczka itp. Temat wydaje nam się ponad siły i zaliczamy z Donatą krótkiego doła. Mięso lata przez jakiś czas po studio.

Ale tanio skóry nie oddamy. Zabieram się do porządnej analizy. Jedyne środki jakie mi zostają to kompozycja i operowanie kolorem (tło). Może uratują mnie łamy – fotografie to rozkładówki… Mogę więc porozdzielać i po jednej stronie dać coś co razem pasuje i układa się, a na drugiej zrobić kontrolowany chaos. Zaczynamy układać podgrupy, dobieramy kolory tak aby się to harmonizowało. Teraz efekt końcowy i za chwilę dalsza analiza.

Tutaj doskonale widać jak wiele możliwości dał ten prosty chwyt jakim jest podzielenie grupy. Udało się uporządkować i kolorystykę i formy. Nie wszędzie jest tak dobrze ale mimo wszystko to był świetny pomysł.

 

Wpadamy na szczęśliwy pomysł użycia papieru pakunkowego tak aby narzucić spójne ramy dla podgrup. Ma to się kojarzyć z sytuacją jakby ktoś chaotycznie rozpakował zestaw. Ta anegdota (obojętne na ile uświadomiona) buduje silny pomysł na całość. Papier i rozsypania pozwolą ukryć też to, że na poszczególnych stronach są bardzo różne ilości produktów. Reszta to już warsztat fotograficzno-stylizacyjny. Te rytmy, taka a nie inna harmonia kolorów. To już jest łatwe.

Pora zabrać się za okładkę. Papier pakunkowy nagle staje się głównym łącznikiem między nią a pozostałymi projektami. I jeszcze te okruchy. I o dziwo razem siedzi. Wiem zresztą, że jeszcze troszkę mądrej pracy grafika i będzie ona uwerturką przed czterema kolejnymi częściami.

Taki „zwykły” (dla czytelnika) materiał a tyle się nad tym rozwiodłem… Tak czasem punkt widzenia zależy od siedzenia
 
Smaki Dolnego Śląska cz2

Smaki Dolnego Śląska cz2

Z notatnika fotografa – wiele pieczeni na jednym ogniu

Pociągnę wątek fotografii kulinarnej. Z poprzedniej części wiecie już, że przesłanką za białym tłem była chęć designerskiego projektowania przestrzeni. Kłania się tutaj moja praca dla wydawców czasopism – wszystkie moje prace z tego bloga to taki sposób myślenia. Drugą przyczynę też znacie to była chęć pokazania Smaków jako spójnej całości – osiągnąłem to narzucając jeden ascetyczny reżim wszystkim. Ale są jeszcze dwie, nie tak już widoczne przesłanki, które były równie ważne. Kompozycyjna – likwidując talerz dostajemy bardzo dużo miejsca a jedzenie jest większe. To są bardzo duże różnice – przeciętnie jesteśmy w stanie więcej pokazać. Zanim przejdę do czwartej przesłanki to opowiem jak było z tą „likwidacją talerza”

Kapitule Szlaku oświadczyłem, że będziemy robili to na nieskończenie wielkim talerzu (lepiej to brzmi jak brak talerza). Ale pomysł został przyjęty z rezerwą – jedzenie gdzie nie widać talerza? Zaproponowałem sesję próbną – wpierw Zbyszek Koźlik ułożył pierogi na moim nieskończenie wielkim talerzu (czyli białym kaflu 60 x 60 cm. Fotę już widzieliśmy ale poniżej przypomnę. Teraz wybraliśmy duży płaski talerz. Okazało się, że z prawdziwka, jednego raka i jednego pieroga trzeba zrezygnować – reszta zaś została wtłoczona do wewnętrznego okręgu. Barbara i Zbyszek na to popatrzyli… i nawet nie dali mi nacisnąć spustu. Dlatego na słowo musicie mi uwierzyć to jest przepaść. Koncepcja została przyjęta.

 

 

Czwarty i co tu ukrywać, bardzo mocny argument był natury bardzo praktycznej. W takiej koncepcji znikały mi wszelkie problemy stylizacyjne. Do tego co zastanę na miejscu nie miałem zaufania (choćby przez różnorodność) a wożenie miliona przedmiotów z myślą, że to się dopasuje, prasowanie obrusów itd nie wyglądało perspektywicznie.

1. Stylizacja

Czyli stylizację zredukowałem do stylizacji samego dania. Z drugiej strony widać było gołym okiem inne niebezpieczeństwa. Część kucharzy przyzwyczajona do układania talerzy może sobie nie poradzić z trapezem i jednym punktem widzenia. W zasadzie to jest bliskie kompozycji plastycznej. Zdałem sobie sprawę, że odpowiedzialność za efekt „spycham” na moich partnerów (choć to nie jest do końca prawda). Aby mieć pewność dobrego wyniku postanowiłem zmobilizować szefów. Postawiłem stronę internetową. Była tam opisana koncepcja całości Szlaku i projekt graficzny albumu. Słowem tło aby traktowali to jako ważne i prestiżowe przedsięwzięcie. Wrzucałem tam na bieżąco wyniki wszystkich sesji. Do tego przygotowałem szablon ułatwiający pracę – schemat rozłożenia kompozycji, spis sprawdzających się zabiegów stylizacyjnych i kompozycyjnych. Na końcu opisana była organizacja planu tak abyśmy mieli optymalne miejsce pracy. Poniżej jest zdjęcie papierowego szablonu, który przykładałem do kafla tak aby kucharz łatwiej mógł zrobić to czego oczekiwaliśmy.

2.Stylizacja – motywacja

Na początek zacząłem od najbardziej uznanych i startujących w zawodach kucharzy. Im wystarczyło tylko powiedzieć, że to nie zawody a fotografia i tym razem mają się naprawdę postarać.  Wszystko ma być idealnie świeże, żadnych poprawek i pracujemy do skutku więc mają mieć dość czasu. I pierwsze sesje wyszły, no wyszły, świetnie. Popatrzmy na parę zdjęć (aby ślinianki nie przestały pracować)

Trochę mi to otworzyło oczy czego można wymagać. Kolejnych mistrzów kucharskich stronka stawiała do pionu. Większość była bardzo zmobilizowana i zmotywowana aby nie odstawać. W paru przypadkach usłyszałem coś w ten deseń:

– jak zobaczyłem te foty to się załamałem, co ja tu robię, trzy dni myślałem co zrobić i jak podać

I ostatecznie, czasem z niewielką pomocą moją i nieocenionego Bogumiła Nowickiego co mi „asystował” w części sesji, wszyscy dali radę ale jeśli coś troszkę odbiegało to wypadło z publikacji. Popatrzmy sobie na parę prac od strony stylizacyjnej.

3.Fotografia – światło i podłoże

Teraz chciałbym się zająć stroną fotograficzną. Kluczowe jest tutaj podłoże i światło. To, że podłoże „musiało” być białe to już wiemy ale mogło być np matowe, albo lekko połyskujące. W moim tajnym planie przewidziałem jednak powierzchnię lustrzaną i to jak najwyższej jakości. Raz, że oczywiście z talerzem kojarzy nam się porcelana ale dwa, że w takiej powierzchni znakomicie odbija się światło. A tam gdzie go nie ma tworzy się ostry zarys potrawy. Popatrzmy jeszcze raz na tytułową potrawę Rajmunda Królika.

Teraz spróbujmy zasłonić odbicie korony drzewa. Wniosek jest raczej oczywisty – na nieskończonej płaszczyźnie potrzebujemy jakiegoś osadzenia obrazu i odbicie jest tutaj doskonałym rozwiązaniem. Aby uzyskać taki efekt potrzebujemy kontrowej płaszczyzny o dużej sile. W pakiecie dostajemy coś bardzo ważnego – silne oświetlenie górnych powierzchni potrawy – skutkiem tego będzie doskonała plastyka.  Wystarczy dodać tylko z przodu światło regulujące kontrast oświetlenia. Czyli całość jest na dwóch reflektorach.

Od początku miałem świadomość, że jeśli dostanę potrawę rozbudowaną w pionie to ten układ nie będzie najlepszy. Przygotowałem „rezerwowy” trzeci reflektor o ograniczonym zasięgu i parę razy go użyłem starając się aby fotografie tak powstałe nie odbiegały od innych.

I jeszcze zwrócę uwagę na bardzo staranne dopracowanie tego kontrowego światła. Popatrzcie na odbicia światła w kroplach. Można dokładnie obejrzeć charakterystykę powierzchni świecącej – jaśniejsza, wąska, horyzontalna linia i łagodna tinta dookoła.

4. Od światła do stylizacji

Co jakiś czas powtarzam, że fotograf powinien umieć osiągnąć taką charakterystykę powierzchni świecącej jaką potrzebuje. gdyby z tyłu był „ordynarny” softbox to nie uzyskałbym takiej pięknej gamy przejść tonalnych na kroplach. W tej drugiej pracy jest to szczególnie widoczne. Dlatego jedną z sugestii jakie przekazałem moim partnerom było właśnie użycie mocno nasyconych, gęstych ale płynnych sosów. Innym pomysłem było wykorzystanie drobnych elementów tworzących troszkę abstrakcyjne chmury.

 

Wniosek metodologiczny

Widać, że stylizacja jest bezpośrednio powiązana z zagadnieniami oświetleniowymi. A ponieważ układ oświetleniowy był stały to mielibyśmy tutaj przykład pracy gdzie należy dopasować się i w maksymalny sposób wykorzystać konkretny układ oświetleniowy. Czyli wpierw było światło. O metodologii pracy w fotografii już pisałem – można sobie to powiązać

Fotografia jako proces cz III