Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 5
Przychodzi poeta do fotografa
a przy okazji – jak chronić tyłek
Troszkę wdepnąłem w te „grupowe” kosmetyki – obszar jest większy niż zakładałem. Z drugiej strony jest jakaś korzyść z systematycznego przerobienia zagadnienia bo daje to pojęcie o tym jak można podchodzić do innych „żelaznych” tematów. W pierwszych czterech częściach omówiłem taki standard. Teraz pokażę bardziej oryginalne podejście – można powiedzieć – nasz wkład w myśl advertorialową. Nasz czyli redakcji, stylistów i mój. Przy okazji poruszę różne interesujące kwestie realizacyjne czy koncepcyjne.
Często w swojej pracy oprócz szkicu dostaję ustne wytyczne co do charakteru zdjęć. Niestety klienci przeważnie nie operują zrozumiałymi dla fotografa pojęciami ale bardzo starają się przekazać klimat (abym się wczuł). Czasem to są w ogóle dziwa gdy dochodzi w tym jeszcze do jakiś projekcji wyobraźni. Tak właśnie było w tym temacie. Oprócz grupy kosmetyków usłyszałem:
– zrób nam przegląd kosmetyków, taka wyspa, kosmetyki obok siebie – tak jak Manhattan, zrób nam Manhattan.
Kurcze powiedzieć to można wszystko – ma być jak o poranku, przepełnia to wszystko poranna bryza, skrzą się krople rosy ale musi być w tym radość. Nasi bohaterowie powinni być ucieleśnieniem dumy ale też doświadczeniami życiowymi. Czujesz to??? Poczuj to! No, stary, dasz radę.
Czy zetknęliście się z takimi psychomanipulacjami? Najgorsze, że oni w to wierzą. Pitu, pitu poezja a ty się zmóżdżaj co autor miał konkretnie na myśli, a właściwie jak to upchnąć w focie.
No więc w tym konkretnym przypadku myślę sobie
– k…a o co biega, stado butelek to stado butelek nijak się to ma do tej wyspy.
Ale manipulacja działa i zamiast powiedzieć głośno – to se neda – siedzę cicho bo a nuż mają rację a tylko ja jestem taki ograniczony. A teraz apel – drodzy czytelnicy jeśli tylko kiedyś przez sekundę błyśnie Wam w głowach myśl, że ktoś Was robi w bambuko to od razu krzyczcie, że tego nie widzicie, żeby dokładnie wytłumaczyli o co chodzi itd. Bo inaczej poeci pójdą do domu a zonk zostanie. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że to był pewnie mój 6 mc w tej branży i sporo pierwszych bardzo nietuzinkowych realizacji w dorobku. I to trochę tłumaczy brak czujności.
Oglądam więc zdjęcia z Manhattanu… duża ilość wąskich wysokich budowli… zamiast tego mam paręnaście, raczej przysadzistych, flakonów. To nawet na Manhattanik nie wystarczy! No ale zadanie dostałem i je przyjąłem (milcząco) a moi mocodawcy zakładają, że dam radę (dasz radę!). No mogę jeszcze chwilę pomyśleć. Oczywiste jest, że trzeba pomyśleć o odbiciu. Mogłaby to być tafla wodna. Tyle tylko, że grupa kosmetyków z odbiciem to nadal będzie grupa kosmetyków z odbiciem. Nawet jak pofaluję wodę to dobrego efektu nie będzie, to nie ta skala. Zonk. Myślę o tych falach, myślę też, ze budynki mają podziały poziome (czyli okna) i nagle mi się to składa – przypominam sobie o poliwęglanie budowlanym, który daje prążkowane odbicie. Organizuję kawałek i nawet się okazuje, że poprzez lekkie wygięcie można zmieniać proporcje odbicia i np troszkę wydłużyć dół. Bingo. Wiem, że już nic nie wymyślę lepszego (w sumie to nie wiem skąd to wiem ale wiem). Teraz poukładać tylko ładnie – to już rutyna.
A teraz sobie oceńcie ile z koncepcji Manhattanu zostało na rozkładówce.
Wróćmy na chwilę do koncepcji z Manhattanem. To był przykład gdzie próbowałem połączyć dwa dość odległe od siebie skojarzenia. Nie wiem na ile się to udało bo w gazecie tego nie widać. W następnym odcinku zajmę się zdecydowanie bardziej konsekwentnymi próbami zaadaptowania metod literackich na grunt fotograficzny.