Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 2

Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 2

Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 2

Szklane półki – czyli łazienka w domyśle

a przy okazji – wygoda realizacyjna jest ważna

Niby to też grupówki ale na tyle specyficzne, ze warte osobnego sklasyfikowania. To bardzo wdzięczny pomysł. Raz, że dowiązuje do naszych codziennych doświadczeń ale przede wszystkim należy docenić wygodę realizacyjną i projektową tego rozwiązania.  Mamy olbrzymią swobodę oświetleniową (w zasadzie prawie nie spotykaną) a do tego możliwość wygodnego układania każdego elementu. Łatwo zostawimy miejsca na ewentualne opisy czy łamy. Wygodnie można też manewrować kolorem i tonem tła.  A to wszystko „kosztem” dwóch, trzech niewielkich kresek na zdjęciu.

W zdjęciu poniżej wykorzystałem możliwość kreowania dolnego światła. Zawsze wygląda to intrygująco (bo mniej oklepane) i troszkę laboratoryjnie.

Jest to montaż z 6 klatek ale zwracam Waszą uwagę, że tło jest zrobione fotograficznie. Nie cierpię zdjęć gdzie obiekt został wyszparowany a kolor dodany z komputera bo wcale nie jest to łatwe do zrobienia w sposób wiarygodny. Pomijając, że to dodatkowa, niepotrzebna robota. Popatrzcie poniżej. W kółkach zaznaczyłem najważniejsze obszary gdzie tło w istotny sposób wpływa na obiekty.
Czyli znów przywołam Gusa (z Pingwinów z Madagaskaru) – „jak masz coś zrobić, to zrób to porządnie”. Oczywiście w postprodukcji można kolor modyfikować ale ważne jest aby mieć od czego się odbić. Gotowe projekty (jak się okazało nie była to jednak rozkładówka) wyglądały tak.
I jeszcze jeden „półkowy” przykład w którym wykorzystałem w pełni swobodę w kreowaniu światła. Na początek zdjęcie.
Góra to kosmetyki o lekkich zapachach, dół ciężkie. Kolor tła odzwierciedlał więc charakter perfum.

Oświetleniowo to była ciekawa praca. Wyższa półka dostała podświetlenie od tła. Wspólne było górne światło – oświetliło obie grupy. Na dole zaś dołożyłem za to dwa oszczędne boki. Dzięki temu przezroczysty flakon Calvina Kleina i Michael Kors doskonale „spasowały” się z sąsiadami, unikając efektu zbieraniny. Wyjściowo były to bardzo różne obiekty bo drugi to błyszczące, czarne, nieprzezroczyste i fakturalne szkło a w trzecim jest srebrna nakrętka. Z górą półką jest troszkę gorzej ale nie gryzie się zbytnio.

Niektóre fotografie zaczynają błyszczeć po ubraniu w projekt. I tutaj tak bez wątpienia jest. Grafik ładnie dopasował drobne kolorystyczne elementy, tytuł wypełnił lukę a dolna półka świetnie odcięła teksty. Ideolo.

Myślę, że obydwa przykłady doskonale pokazują zalety realizacyjne tej konwencji. Należałoby jeszcze podkreślić małe koszty planu i krótki czas realizacji.

I jeszcze na zakończenie jedna sprawa. Popatrzmy na taki kadr.

Wydawałoby się – po co nam tu półka? Przecież moglibyśmy ustawić to na poziomym tle. I znów, pomijając psychologiczną korzyść skojarzenia z łazienką, na poziomie realizacyjnym unikamy kłopotliwego problemu jakim jest przejście od podstawy do bezkresu horyzontu. Półka się gdzieś delikatnie kończy, zbytnio tego nie widać (bo wchodzi kolor lub walor z tła). Nikogo to nie dziwi i nie psuje (a przeważnie pomaga projektowi – bo pod spodem na tle można coś dokleić). I na potwierdzenie jeszcze.

Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 1

Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 1

Taksonomia grupowej advertorialowej fotografii kosmetycznej cz. 1

Pociągnę wątek perfumowy ale jak zawsze będzie to pretekst aby popatrzeć na fotografowanie szerzej. Na początek dokonam taksonomii Advertorialowej Fotografii Kosmetycznej. Dzisiaj część pierwsza.

Grupówki – zbiory ładnych przedmiotów.

A przy okazji – czy fotografia dla facetów różni się od tej dla babek?

Grupówki… czasem jest to trudne (gdy jest to przypadkowa zbieranina) a czasem całkiem łatwe i przyjemne. Jeśli całą grupę można podzielić na podgrupy to wychodzą całkiem ładne foty. Czasem można wprowadzić jeszcze jakiś pomysł (np ruch). Z reguły trzeba takie ugrupowania poświecić z tyłu (czyli tło za flakonami) i przodu (tzn, kierunki boczne, boczno-przednie, przednie). Warto pomyśleć jeszcze o uwspólnieniu grup poprzez nadanie jeszcze jakiegoś charakteru. Tak aby nie wyglądało to jak przesłane przez producentów. To nawiasem mówiąc jest zawsze istotne – w dobie gdy znaczna część materiałów w gazetach jest kompozycjami z nadesłanych katalogowych materiałów od dostawców trzeba pokazać, że to jest dedykowana, indywidualna fotografia. W pierwszym przypadku dodałem lekki, świetlisty, kontrowy cień.

W drugim zdjęciu wspólną cechą jest wprowadzenie jakiegoś lekkiego napięcia – przez „nieważkie” skosy czy układ stosu.
W gazetowym realu wyglądało to tak. O ile w pierwszym projekcie jest zbyt ciasno (grupy powinny być trzy lub mniej o szpaltę tekstu z lewej) to drugi jest bez zastrzeżeń.
Jeszcze dwa inne przykłady fotografii grupowej. Tym razem to męskie kosmetyki i podejście będzie też męskie. W pierwszym zastosowałem ujęcie z horyzontu, dość krótką ogniskową (jak na ten temat) i krople wody. Oświetlenie jest także dość nietypowe bo dokładnie centralne od aparatu ale jak widać z miękkim przejściem.
Kolejny układ jest zupełnie inny – wysoka perspektywa, bardzo uporządkowany (żołnierski) układ od największego do najmniejszego. Światło jest prostopadłe do etykiety (czyli mocno boczne) – daje to cień z nietypowego dla mnie kierunku. To bez wątpienia bardzo „męski” układ – zero rozczulania się, żadnych pierdoł. W sumie to mi się raczej nie podoba. Chyba.
Powstaje pytanie czy rzeczywiście nawet w takim pozornie neutralnym temacie jak kosmetyki można mówić o męskim i damskim stylu na fotografii. Jak się bliżej zastanowić to jednak raczej oczywiste jest, że skoro na pierwszy rzut oka potrafimy odróżnić powiedzmy oprawki okularowe przeznaczone dla jednej bądź drugiej płci to podobnie powinno być z projektem strony czy jej składnikiem – fotografią. Dalszym wnioskiem zaś jest to, że jest jeszcze sporo przedmiotów, które nie mają płci (na przykład młotki) i pora byłoby je opracować!

W dyskusji na forum padło pytanie o projekt z ostatnimi zdjęciami to go dodaję też tutaj.

Na co patrzeć przy oświetlaniu takich przedmiotów?

Teraz dydaktyczny przykład, który pokaże na co zwrócić uwagę przy oświetlaniu z przodu. Każda ze strzałek to skutek zastosowanego z przodu oświetlenia. Światło to samo skutek różny co oczywiście wynika z geometrii. Idąc od góry – łagodne miękkie przejście na obłej nakrętce – tu wydaje się to bardzo OK, Na tej okrągłej i małej mamy wąską linię z miękkimi brzegami, ciekawy jest nieregularny efekt odbicia na szkle tego flakonika – gdyby się nam on nie podobał to lekkie obrócenie (przeciwnie do ruchu zegara) zlikwidowałoby ten odblask. Czwarty odblask w metalizowanej nakrętce dokładnie pokazuje wielkość użytej powierzchni ale też co bardzo istotne jej charakterystykę emisyjną. Jak widać środek zdecydowanie mocniej świeci jak brzegi.

Od „zawsze” twierdzę, że umiejętność tworzenia dowolnych charakterystyk to jedna z podstawowych konieczności zawodu fotografa studyjnego. Softboxy tego nie umożliwiają (może kiedyś zajmę się tym zagadnieniem). Piąty odblask jest dokładnie skorelowany z wielkością i charakterystyką użytej powierzchni. I to właśnie on (jako pierwszoplanowy) jest tutaj chyba najważniejszy. Zwróćcie uwagę, że ten flakon jest lekko obrócony aby złapać odpowiednio odbicie.

Reasumując wypracowałem jakiś (swój) kompromis oświetleniowy dla tej grupy.

Noże w garść

Noże w garść

Noże w garść

Przeważnie pokazuje tutaj realizacje retuszowane ale z „1-go strzału”. Jestem pod tym względem raczej anachroniczny. Po trosze wynika to z wygody. Przeważnie łatwiej jest mi osiągnąć efekt na planie i ocenię od razu wynik końcowy. Po drugie w montażach częstokroć widać niezgodności i przynajmniej mnie wali to po oczach.

Czasem tematy są jednak skomplikowane i bez montażu się nie obejdzie lub jak wolicie szybciej i wygodniej osiągnie się efekt na komputerze. Dzisiejsze zdjęcie jest takim przykładem. Końcowo wyglądało to tak.

Zanim pokażę drogę realizacji to zacznę od analizy. Noże to dość specyficzne przedmioty. Ostrza (w klasycznym wykonaniu) są małymi lusterkami. Czyli jeśli odbijają światło to są bardzo jasne a jeśli nie, wydają się martwe, szare.  Aby więc nóż pokazać korzystnie musimy zapalić w nim blik. Jednak o ile do ładnego uwidocznienia ostrza wystarczy niewiele światła to z rękojeścią jest inaczej – tu trzeba o wiele więcej lumenów. I to jest pierwszy problem z jakim można zetknąć się z fotografowaniem takiego obiektu. Najprostsze wyjście to wydawałoby się użycie dużych lub bardzo dużych powierzchni świecących. Ostrze odbije tylko małą część takiej powierzchni a reszta zdjęcia (czyli rękojeść i aranżacja) dostanie dużo więcej z wszystkich kierunków. Pomijając jednak aspekt artystyczny takiego światła to możemy z automatu zderzyć się z innym problemem. Otóż ostrza rzadko są płaskie. Z reguły mają ścięcia a takie szerokie światło doskonale zabije tę plastykę. Czyli widać, że zagadnienie jest nietuzinkowe a tym trudniejsze im bardziej rączka odbiega od ostrza i im ciemniejsza jest.

Popatrzcie jeszcze raz na tę grupę przedmiotów. Pierwszy z lewej jest dość typowy – ostrze składa się z trzech ścian, drewno rękojeści błyszczy więc jest dobrze. Piła to tragedia – tandetny brzeszczot z wadami wykonania i siłą rzeczy płaski do bólu. W dodatku nieprzyzwoicie wielki (w skali reszty). Scyzoryk ma też idealnie płaskie ostrze. Kolejny to standard. Dwa z prawej są inne. Oba ostrza są zdecydowanie ciemniejsze a ten ostatni jest czarny z specyficzną ziarnistością.

Teraz przegląd nabojów jakie mamy. Po pierwsze możemy regulować kąt wbicia noża (mam na myśli kąt względem płaszczyzny płyty osb), drugie pole manewru to pewna dowolność w kompozycji. Biorąc jednak pod uwagę, że trzeba zostawić miejsce na tytuł to tak wiele opcji nie ma i trzeba od razu widzieć oświetlenie. Kilerem zdjęcia jest też ta nieszczęsna płyta osb – bardzo mi nie leżała ale redakcja to przesłała w wytycznych i niezbyt chciała ustąpić. Kazało mi to ustawić główne światło równolegle do płyty. Dwa najciemniejsze noże znalazły się więc dość blisko reflektora i były rokujące, piła dostała bardzo, bardzo dużo światła, ostatni był ciemny ale plastycznie bardzo dobry. Nawet nie próbowałem cokolwiek kombinować bo różnice między prawidłową ekspozycją piły i ostatniego oceniłem na +3 EV – postanowiłem dodać do siebie dwa naświetlenia.

Jak widać 2/3 zdjęcia już rokowało. Problem był tylko z dwoma środkowymi. Być może mogłem kombinować z kątem wbicia ale całość trochę trzymała się na słowo honoru więc dostawiłem dodatkowy reflektor. Jak widać na dolnym zdjęciu ten reflektor psuje prawie wszystko (rysunek na osb, rysunek na lewym ostrzu i drugim od prawej) ale oba środkowe są jakie powinny.

Jak się domyślacie przeniosłem te fragmenty na końcowe zdjęcie (te z dwóch ekspozycji). Gwoli prawdzie cały czas było jeszcze trzecie światło.

Jego rolą było pokazanie kształtu przedmiotów. Zastanawiałem się chwilę nad górnym ale przy takiej pile nie rokowało to jakoś szczególnie więc odpuściłem. Teraz dokumentacja z planu.
Prawdopodobnie przez staranne dobranie tego dodatkowego, lewego reflektora (czyli zmniejszenia jego powierzchni do paska 10 x 3 cm) oraz wykorzystaniu manewru na kątach odbić można byłoby praktycznie wyeliminować niekorzystny wpływ tego reflektora na opisane wcześniej aspekty obrazu. Ale i tak musiałem zmontować piłę z dwóch naświetleń a do tego płytko wbite noże mogły łatwo powypadać przy manewrach więc skorzystałem ze ścieżki, którą trochę się brzydzę.

Do tej rozkładówki redakcja zażyczyła sobie foty otwierającej. Miałem tu już wolną rękę ale… osb miało być. Przygotowałem więc taki projekt.

Jak widzicie fajny obraz z lewej od razu wykastrowałem (na wszelki wypadek aby nie dorabiać drugi raz) poprzez dodanie światła wypełniającego. A ponieważ Donata miała wątpliwości czy te projekty zbyt nie odjeżdżają od rozkładówki to dorobiłem jeszcze
Co poszło to nie wiem. Jak uda mi się wyrwać pdf-a to go tutaj zamieszczę – raczej nie mam wątpliwości, że w projektach te zdjęcia będą dobrze siedziały.

Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 2.

Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 2.

Jak sobie radzić z wieloelementowymi kompozycjami. Esej 2.

Jest znakomita okazja aby kontynuując zapachowe peregrynacje zahaczyć o wieloelementowe kompozycje i znów zmierzyć z tematem co go zadał 90s.

Przypomnę, że pierwszy tekst był o poszukiwaniu harmonii. Czyli takim wydobyciu cech przedmiotów aby tworzyć ład. Służyło temu umiejętne zestawienie przedmiotów (kompozycja) oraz odpowiednie oświetlenie. To ostatnie ukrywało różnice między produktami. W pewnym sensie było techniczne. Dzisiaj zajmiemy się dalej tą drogą. Na początek takie zestawienie.

W zasadzie wszystko widać bez komentarza. Ale dopowiem. Na pierwszych dwóch zdjęciach punktowe oświetlenie nadaje silną spójność. Szczególnie widać to na lewym zdjęciu. Jedność jest niejako podwójna bo to jest nie tylko zabieg formalny (spora plama cienia tworząca niebieską plamę) ale także umiejscowienie we wspólnym czasie i wydarzeniu. W środku jest podobnie ale jaśniejszy cień i jego rozbicie już tak mocno nie wiąże grupy. Jest opowieść o róży co znalazło się też w tytule – mimo wszystko nie ma tu tej siły co na lewym. Ale dopiero porównanie z trzecim zdjęciem uzmysławia nam jaką robotę robiło oświetlenie. Tam temat miały zrobić mazy i wydaje się, że nawet jakiś efekt powstał. Ale w konfrontacji z sąsiadami widać, że wynik jest słaby. Jak widać cień jest potężnym środkiem budującym kompozycję i spójność.

W fotografii produktowej wypowiedziano wojnę cieniom. Uznałbym, że zasadniczo słuszną. Jednak nie należy przenosić tych przyzwyczajeń na inne grunty w tym też ten o którym rozmawiamy.

Teraz następna zdecydowanie bardziej agresywna realizacja.

Tutaj jest już tylko formalny graficzny zabieg. Podłoże zanikło – teraz myślowo usuńmy cienie i zostaniemy z garścią przypadkowych i zupełnie nie pasujących do siebie butelek. A ponieważ zawsze podkreślam, że fotografia to może i najważniejsza, ale jednak tylko składowa projektu więc oceńcie cały efekt.
I jeszcze jeden przykład jak „nic nie robiąc” można uzyskać zaskakująco mocne efekty. Tematem były (a jakże) kosmetyki na noc. Rano budzisz się odmieniona (tak działają). Redakcja wymyśliła:

– zrób to na poduszce i żeby wyglądało to porannie

Inwentaryzacja pokazała, że to naprawdę ze sobą nie siedzi, ani kolorystyka, ani formy. Poduszka – pomysł jest OK ale to mało.  Donata ułożyła układ. Czyli wyjściowo było na pierwszej focie. Teraz pojawia się otwarte okno a od Dyrektora Artystycznego email:

Piękny poranek :). Dzięki
M
Po takim emailu można byłoby skończyć robotę… Ale czy to jest wszystko co można osiągnąć? Refleksy od szyb czy luster są na trzecim a ostatnia czwarta mutacja jest godna uwagi.
Jak widać oświetlenie tutaj zbudowało opowieść. Już nie przyglądamy się nieciekawemu układowi pudełek. Zaczynamy mieć jakieś poranne skojarzenia, może pomyślimy o kwiatkach na oknie. Patrząc od strony realizacyjnej to bardzo niewiele jest tutaj dodane.

 Podsumowując: lista pomysłów na radzenie sobie z grupami złośliwych przedmiotów wydłuża się nam o kreatywne światło.

Fotografia jako proces cz. III

Fotografia jako proces cz. III

Fotografia jako proces cz. III

Dalsze męczenie konia czyli metodologiczne rozważania*

* tekst jest przeznaczony dla dociekliwych (i to najlepiej z praktyką studyjną), jest kontynuacją tematu z marca 2017 https://jurewicz.eu/fotografia-jako-proces-czii/

Znów postaram się zająć kwestiami istotnymi w sprawnej realizacji fotografii. Temat dalej dotyczy metodologii pracy, skupię się nad rozwiązywaniem problemów w nieoczywistych realizacjach. Łącznikiem z poprzednim postem będzie zdjęcie perfum w wodzie. To alternatywna „pozytywowa” konwencja do tej poprzedniej.

Perfumy są tu nie z przypadku to częsty temat w mojej pracy. Częsty i przeważnie nieoczywisty w wykonawstwie. Na ich przykładzie chciałbym wrócić do metodologii realizacji.

Przypomnę, że preferowałem następującą kolejność: bardzo dokładne przemyślenie i weryfikację koncepcji, budowę planu pod określoną perspektywę, wjazd oświetlenia, drobne korekty i gotowa fota.

To najkrótsza droga ale nie zawsze możliwa. Jeśli analiza zdjęcia wykaże, że są sprzeczności w sposobie świecenia poszczególnych przedmiotów to rozwiązywanie problemów należy zacząć od budowy planu w sposób eliminujący lub obchodzący widoczne na horyzoncie niebezpieczeństwo. Przyjrzyjmy się tym dwóm realizacjom.

W pierwszej akurat główne problemy były skoncentrowane raczej po stronie kompozycyjnej. To stado kompletnie nie pasujących do siebie przedmiotów ale zasadniczo o podobnym charakterze bo przezroczystych (pewnej pacyfikacji wymaga tylko CK). Oświetleniowo rzecz biorąc wymaga to jasnej płaszczyzny za flakonikami. Jednak trochę metalu i błyszczące plastiki wymagają dla odmiany poświecenia z przodu. Korzystamy tu z faktu, że odbijają one dobrze światło wobec tego wystarczy bardzo mało światła ze stosunkowo ograniczonej powierzchni. Oprócz tylnogórnego dość niewielkiego światła założyłem więc blendę, z miękkim przejściem, z przodu. Jej wpływ był głównie na trzy przedmioty a kąty pozostałych zostały tak dobrane aby nie było tam tego widać.

Kolejność pracy na planie była więc następująca:  koncepcja, wjazd oświetlenia, kompozycja pod to oświetlenie, drobne korekty i gotowa fota.

Oczywiście najważniejsza robota odbyła się tu na płaszczyźnie kompozycyjnej aby zamiast „przeglądu obiadowego” mieć harmonijny obraz. Kolejna realizacja była zdecydowanie trudniejsza

Analiza komponentów do drugiego zdjęcia dała bardzo nieciekawe konkluzje:

– dwa przedmioty przezroczyste białe, jeden niebieski (światło z tyłu)
– czarny matowy prostopadłościan wymagający sporo światła (światło z boku, raczej kierunkowe)
– miedziane lustro (światło z przodu od fotografa)
– czarny obły przedmiot z paskudną etykietą wymagający teoretycznie szerokiego przedniego oświetlenia

Pisząc o kierunkach mam na myśli kierunki względem obiektów a konkretnie ich etykiet. Zestawione to obok siebie wyglądało beznadziejnie. Nic nie siedziało z niczym. Dramat. Taka realizacja wymagała więc specjalnych środków. Gołym okiem widać było liczne sprzeczności oświetleniowe. Postanowiłem zastosować jedno światło ale to było mało. Światło na niektórych butelkach  powinno być zarówno z przodu jak i tyłu a na innych tylko z przodu. Wpadłem na szczęśliwy pomysł wykorzystania do tego celu przestrzennie kształtowanego tła. Mógłby to by być lejący się materiał. Dosunięty do przedmiotu eliminował kontrowe podświetlenie. Materiały są już zdecydowanie de mode więc zdecydowałem się na czarną skórę wilka – nadało to wspólny mocny wyraz focie i tematycznie siedziało w męskich kosmetykach. Coś co jest a jednocześnie niby nieistotne, bo tło. Skóra też pasowała do tej etykiety Tokyo na którą tak narzekałem. Założyłem ostre tylno-boczne niskie światło i było ono jedynym (coś co raczej jest bardzo nietypowe dla mojej pracy). Teraz zacząłem budowę planu – przezroczyste butelki podniosłem trochę w górę aby światło swobodnie dotarło do sierści i było tam jasno. Niebieską z kolei postanowiłem utopić w cieniu tak aby jej kolor nie rozbijał mi tej ascetycznej tonacji. Cały plan, czego nie widać, był przestrzenną przypominającą góry formą. Pod tym względem jest to nawet lepsze od tkanin (których teraz już nikt nie używa). Moją „ulubioną” etykietę wtopiłem jeszcze we włosy zostawiając tylko górne maziaje w kolorystyce pasującej do sąsiada. W Lacoste zdecydowałem się zostawić silny efekt lustra – głównie po to aby nie stracić etykiety. Zauważcie, że wszystkie logotypy są dobrze widoczne. Koniec końców trzeba pamiętać kto mnie żywi.

Kolejność pracy na planie była więc następująca:  koncepcja, wjazd reflektora, stopniowa budowa planu i kompozycji pod to skromne oświetlenie, drobne korekty i gotowa fota.

Prawdopodobnie klienci z działów marketingu producentów to pewnie byliby najbardziej zadowoleni z katalogówek równo położonych na stronie (tak to wygląda) na szczęście redakcja ma troszkę inne priorytety. A skoro mowa o pracy redakcji to od razu oba projekty na stronie

Jak widać kolejność etapów pracy na planie w moim przypadku czasem się zmienia. W zasadzie przedmiotem rozważań o metodologii było zagadnienie w jakiej kolejności należy pracować czyli czy pierwszy jest plan (rozumiany jako kompozycja) czy oświetlenie.

Ktoś mógłby się spytać co szkodzi wpierw zrobić oświetlenie do tego kompozycję i ewentualnie je pozmieniać. Dlaczego oświetlam na końcu? Pytania są zasadne gdyż jak obserwuję pracę innych fotografów to bardzo często ustawiają wpierw światło. Moja metodologia jest odmienna a wzięło się to nie z rozważań teoretycznych a tyrki którą kiedyś przeszedłem. Parę trudnych i jednostkowych  realizacji dziennie uczy optymalizacji. I tak wcześniej postawione reflektory przeszkadzają przy budowie planu, trzeba je omijać i można potknąć się o kable. Zakładając, że światło jest precyzyjne, a nie jakieś tam, to i tak dopiero po ustawieniu planu dokładnie widać jak go poświecić. Czyli (u mnie) jak się da to wpierw plan! Ale jak zawsze jest wyjątek – jeśli przewidujemy światło górne a mamy rampę czy sztankietę to najpierw potrzeba powiesić to światło. Jak pracujemy z booma to nie ma takiej potrzeby.

Podsumowując omówiłem już dwie „liniowe” alternatywne metodologie realizacji. Przez liniowość rozumiem pracę etap po etapie bez powtórek i rewizji wcześniejszych faz.

Oczywiście każdy może pracować jak lubi. Nieraz widziałem fotografów co ganiali po planie co chwila przestawiając a to plan a to światło a za chwilę… zmieniali obiektyw. By na końcu dojść do wniosku, że trzeba jednak zweryfikować koncepcję. Uważam to za mało zawodowe ale dla klienta liczy się efekt i nie pyta się ile to czasu zajęło.

Dlaczego z takim uporem zajmuję się metodologią pracy w studio? Raz, że to jest problem przez nikogo nie zauważany więc choćby dlatego wart omówienia, o optymalizacji czasu pracy już wspomniałem. Podstawowa przyczyna jest jednak inna – proces fotograficzny to zespół powiązanych wzajemnie wpływających na siebie elementów.

Wymienię niektóre zależności:

  • wybór perspektywy (obiektywu) rzutuje na relacje przestrzenne na planie i możliwości zastosowania oświetlenia (odległości reflektorów i dostępne kąty)
  • wybór konwencji oświetleniowej wpływa na zakres potrzebnej dokładności przy budowie planu
  • zbiór fotografowanych przedmiotów i właściwości ich powierzchni determinuje światło
  • z kolei kompozycja ustawia wszystkie pozostałe relacje.

Nad tym jest koncepcja, ale jeśli jest ona nowatorska to wynik często jest zagadką a wspomniane relacje między perspektywą, kompozycją, charakterem oświetlenia i budową planu nie do końca jasne. Jak widzicie wszystko wpływa tu na wszystko. Dlatego zawsze poświęcam dużo czasu na bardzo dokładne przemyślenie każdego aspektu zdjęcia a szczególnie kolejności czynności na planie. Podczas realizacji idę od punktu do punktu i nigdy, dosłownie nigdy, nie cofam się w tył. I to jest ta optymalna ścieżka.

Fotografie jakie robię są zbyt skomplikowane abym mógł sobie pozwolić sobie na zmianę parametrów z poszczególnych etapów pracy nad zdjęciem. Oznaczałoby to duże straty mojego czasu, czasem wymianę dekoracji i koszty z tym związane ale co najważniejsze moje harmonogramy zsynchronizowane są z pracą innych ludzi (stylistki, producentki, grafików) a szanowanie ich czasu to podstawa.  Precyzyjny plan realizacji to mój konik. Oczywiście po tylu latach pracy sporo realizacji idzie niejako z automatu ale nie wzięło się to znikąd – godziny myślenia nad zdjęciami owocują zaoszczędzeniem dziesiątków godzin na planach.

Czy zdarzają się tematy gdzie trudno jest ustalić optymalną (liniową) ścieżkę roboty i pętle zwrotne i iteracja musi być wpisana w realizację?

Tak – spróbuję o tym kiedyś (w dalszej perspektywie) napisać. 

Buty z membraną

Buty z membraną

Buty z membraną

Buty z membraną – kolejny Zdziś

Okres karencji właśnie mija wrzucam więc nowe foty.

Tematem miały być wodoodporne buty trekkingowe. Redakcja zaproponowała mi aby wykorzystać piękne gotowe rozbryzgi ze stocków i zrobić jakiś efektowny montaż. Na szczęście udało mi się storpedować ten pomysł – bo nie wiem jak trzeba być dobrym aby to jakoś wyglądało. A zresztą jestem fotografem a nie grafikiem-ilustratorem. Wspomniałem w rozmowie, że na czarnym wyglądałoby to świetnie i ku mojemu zdumieniu usłyszałem:
– masz wolną rękę, zrób to jak chcesz, prześlę ci tylko układ strony abyś wiedział ile ma być miejsca na opisy
Z tą wolną ręką to oczywiście należy to rozumieć – rób jak chcesz ale aby nam się podobało. Ale czarny bardzo mnie ucieszył (od razu oświadczyłem, że będzie czarne) bo dawno nic tak nie robiłem a to bardzo wygodna dla fotografa konwencja. Stylistka przywiozła buty, kandydat na okładkę był już znany i miał zgodę na topienie. Co do reszty na rozkładówkę to jakieś drobne ochlapanie wchodziło w rachubę ale nic więcej. To zresztą w naszych realiach częsta wytyczna – przedmioty mają wrócić w idealnym stanie. Wybieramy więc 5 pozostałych butów. Jest problem kompozycyjny do rozwiązania, trzy buty mają wysoką cholewkę, dwa to trzewiki więc nie ma szans tego zrobić aby któryś wysoki botek nie przechodził przez łamanie strony. Typujemy kandydata i układamy taki szkic

Linia to będzie poziom wody. Taki układ ma tę zaletę, że można swobodnie operować położeniem drugiego i czwartego buta zmieniając proporcje kadru. Najbardziej toporny bucior trafia na środek, gdzie będzie mocno zatopiony (bo ma najwyżej założoną gumę). W ten sposób powinien też dobrze wyglądać.  Chyba nic lepszego nie wykombinujemy. Moja stylistka pyta się do której planuje zdjęcia i wspomina, że jedzie do Warszawy na zdjęcia, na parę dni, i fajnie byłoby aby zdążyła się spakować. Tak nawiasem mówiąc często współpracuję z dziewczynami z branży filmowej i radzę, jak macie możliwość wyboru, to korzystajcie tylko z usług takich. Mówię więc:
– spadaj, dam sobie radę sam
– ale na pewno???
– spoko dam sobie radę sam, idź odpocznij sobie choć chwilę, nie jesteś mi potrzebna
Patrzy podejrzliwie i nie jest to całkiem nieuzasadnione, bo wolne ręce do pracy na planie zawsze mile widziane, szczególnie takie ręce. Ale damy radę!

Skoro pozbyłem się pomocy to postanawiam sobie dzisiaj przemyśleć temat, przygotować plan a właściwą robotę zrobić na spokojnie w sobotę. Zostawiam układ zaprojektowany z Donatą gdzieś po ścianą ale na wszelki wypadek robię sobie fotkę jakbym zapomniał. Odszukuję akwarium, które spokojnie kurzy się od paru lat. Jest trochę małe ale trudno, będę musiał trochę pokombinować – na pewno nie chce mi się jechać po drugie a później szukać miejsca na półce dla kolejnego grata. Doprowadzam je do porządku, Kumpel zakleja dół i boki folią matówkową – będą powierzchniami świecącymi. Ustawiam ażurową podstawę (aby móc tam ewentualnie postawić reflektor), pod dno daję dodatkową szybę z poliwęglanu. Jutro pierwsze pójdzie zdjęcie okładkowe. Prawie zawsze pracuje w takiej kolejności – wpierw tytułowe a później kolejne.

Rano napełniam je wodą. Moje doświadczenia wskazują, że zdecydowanie najlepsza jest źródlana. Dopiero wypełnienie takiego, niedużego w sumie, pojemnika za 30 zł uzmysławia jak koszmarnie droga jest woda w sklepie. Po dłuższym namyśle dochodzę do wniosku, że jeśli zostawię około 4 cm niewypełnionej wodą przestrzeni to ograniczę chlapanie ale jednocześnie „korona” powinna wyjść jeszcze dobrze. Przy takich zdjęciach podstawowy jest czas błysku – minimum to 1/2000 a krócej też mile widziane. Na szczęście moje lampy mają deklarowany czas błysku 1/10 000  więc tego problemu nie będzie. Teraz kwestia oświetlenia. Na pewno konieczne są światła boczne i być może też dolne. Instaluję dwie jednostki z parabolami i plastrami miodu. Po dłuższym namyśle rezygnuję z trzeciego, dolnego – po pierwsze ta lampa będzie najbardziej narażona na wodę a po drugie trochę dołu powinno się odbić od dwóch pozostałych. Teraz samo wrzucanie – but musi być na uwięzi aby lepiej panować nad efektem ale też nie rozbić akwarium. Instaluję więc potężny statyw z poprzeczką aby móc dokładnie panować nad wysokością. Teraz pora zatopić buta aby nasiąknął wodą i tu lekkie zdziwko bo zdecydowanie ma ochotę pływać. Szukam obciążników i mocuje je tak aby przypadkiem nie miały ochoty wypaść i rozbić szyby. Czyli chowam pod wkładką. Jeszcze zakładam wielkie worki foliowe na lampy, ustalam siłę (okazuje się, że wykorzystam całą siłę błysku). Chwila próby się zbliża…

Od dłuższego czasu mam zamiar nabyć jakiś trigger, ale jakoś było nie po drodze, a takie zdjęcia są u mnie dość sporadyczne. Trzeba to zrobić „po staremu” –  czyli na oko (tu mi się od razu przypomina Gus z Pingwinów z Madagaskaru).

Jak chcesz coś zrobić to rób po swojemu

To chyba też moja filozofia. Biorę wężyk do prawej ręki, lewą podnoszę buta. Prawie jednocześnie rzucam buta i naciskam spust. I od razu jest naprawdę nieźle ale ponieważ zamocowałem lekko asymetrycznie podwieszenie buta (aby mieć mniej retuszu) to zbyt mocno pokazana jest podeszwa. Poprawiam podwieszenie. Wycieram szybę i powtórka i jeszcze raz. Czwarta fota jest już w dolnej części idealna,  wcześniej miałem przynajmniej dwie dobre góry w zasadzie mógłbym skończyć. Ale nadgorliwość każe mi podjąć jeszcze trzy próby. Nic lepszego już nie wychodzi a nie chce mi się sprzątać więcej jak trzeba – idę na komputer sprawdzić co mam.

Oglądam i upewniam się, że jakieś próby montażu z jakiś gotowych rozbryzgów wody w stosunku do „rzetelnej fotografii” to jest nieporozumienie. No bo popatrzcie!

W górze na powiększeniu to jest w ogóle kosmos
Najbardziej zdumiewa mnie rodzina poruszonych komet – jeśli mam tę 1/10 000 s to muszą być naprawdę równie szybkie jak te prawdziwe.

Teraz gotowa fota sklejona z dwóch plus „poszerzenie” (bo od buta miałem może po 5-7 cm planu). Do tego sporo zmian w kompozycji poszczególnych elementów i pousuwanie całej drobnicy i wyszło coś takiego.

Teraz druga fota. Na początek mam dylemat. Mógłbym opróżnić trochę akwarium i wykorzystać cały układ ale będę miał krawędź do retuszu (bo akwarium jest zbyt niskie) plus warstwę psującą jakość i jakieś krople do ciągłego wycierania. Druga opcja – dopełnić wodę dokładnie do krawędzi poza minusem chlapania po studiu ma też taki, że jeślibym chciał mieć identyczne światło to powinienem zainstalować na przedłużeniu ścianki płaszczyznę rozpraszającą np blendę. Lenistwo bierze górę i dochodzę do wniosku, że podniosę tylko parabole (te z plastrami). Pierwsze i trzeci but idą szybko ale z piątym robię chyba z 10 fot i tylko jedna może być – tutaj jest już maleńki margines na błąd a ja już się zdekoncentrowałem. Uznaję więc, że ta jedna fota musi wystarczyć. Fota dwa i cztery to formalność bo buty polewam z butelki. Wołam komponenty, szkicuję projekt i wysyłam je do obrobienia i montażu.
W poniedziałek wysyłam to do redakcji i… no nie rozdzwoniły się tel ale… dostaje takie emaile:

jpd… posrałem się 
fantastyczne te foty!

no dla mnie POWAŁKA!
chylę czoła Mistrzu.

i sms

Super zdjęcia z butami! Szapoba 

Zastanawiam się czy podpompować swoje ego czy uznać, że to „normalnie rzetelnie zrobiona robota – jak każda którą robię”. Ale ogólnie to fajnie jest czasem dostać szansę na fajne foty. Ale aby nie było tak całkiem różowo to troszkę później, biorąc gazetę do ręki widzę taki projekt.

Ja rozumiem, że chciałoby się pokazać te wszystkie szczegóły i przygrzmocić ale jednak troszkę oddechu naprawdę by się przydało. Skarżę się Donacie a ta jak się okazuje już wypunktowała grafików tłumacząc, im (dosadnie), że nie zawsze większe oznacza lepiej. Ale co do rozkładówki to nie mamy najmniejszych zastrzeżeń – wyszło ślicznie.